Jest mi ogromnie miło, że jakoś trafiłeś na Leona. Jestem studentką kognitywistyki, pasjonatką książek i cappuccino. Może masz ochotę pozwiedzać Leona? Śmiało! Zapraszam! Z racji tego, że lubię zwiedzać blogosferę, proszę Cię o zostawienie linku do Twego zakątka internetu, o ile takowy posiadasz, w komentarzu :)

Opowieść o Wszy, czyli Lilith. Dziedzictwo





Dość niefortunnie się złożyło, bo cykl Sobota z selpubem/vanity muszę rozpocząć książką, która zasługuje, jak żadna inna na miano grafomańskiego gniota, jaką pozycję mi chodzi? O Lilith. Dziedzictwo Jo.E.Rach. W tym wypadku te określenie jak najbardziej pasuje, niestety, chociaż bardzo, ale to bardzo próbowałam znaleźć w tej powieści pozytywy, to ku mojemu przerażeniu nie umiałam odszukać w tej książce żadnego światełka w tunelu. 

Sha — dziewczyna o niezwykłym imieniu, piękna, niebotycznie bogata, mądra, odważna, dowcipna, opiekuńcza, miła, jednym słowem irytująca. Główna bohaterki Lilith. Dziedzictwo Jo.E.Rach to najgorzej skonstruowana postać w mojej książkowej przygodzie, a ze słabymi powieściami miałam wielokrotnie do czynienia. Shaohami Fourouk z punktu widzenia innych bohaterów może i jest dobra i miła, ale jej zachowanie zupełnie mija się z opiniami owych osób. Dziewczyna żyje w poczuciu wyższości, jest niezwykła pod każdym względem, wymienić czego Sha nie potrafi zrobić jest mi naprawdę bardzo trudno… Może bycia bohaterką z krwi i kości? 

Lillith to książka słaba do tego stopnia, że przeczytałam ją do końca tylko dlatego, że chciałam ją z czystym sumieniem zrecenzować. Jak już zamknęłam powieść, spytałam siebie, po co się katowałam, skoro i tak koniec nic nie wniósł, nic nie rozwiązał, był martwym punktem... Zresztą — nie mogę znaleźć celu tej książki. W niej się nic nie dzieje. Nie jest ani obyczajówką, ani fantastyką, ten mezalians nie wyszedł wcale. Sztampa goni sztampę, schematyczne przemyślenia, wałkowane w innym powieściach do znudzenia sytuacje… Niby mamy miłosny trójkąt, niby Sha ciągle okazuje się w czymś wyśmienita, a jej nowi przyjaciele prześcigają się w byciu najbardziej przeidealizowanymi postaciami, jednak powieść stoi w miejscu od początku do końca. Nie tylko ona zresztą stoi… Wybrałam dla Was kilka urzekających cytatów, oto one! Z pierwszego rozdziału, niemal pierwszej strony, wypowiedź ułożonej, miłej i niewinnej szesnastolatki do nowo poznanego chłopaka: No co? Chcę mu pomóc. Stoi mu jak maszt, a on się tym przejmuje, idziemy dalej Fiut mi sterczy jak wariat czy Mój fiut poszedł w ślady kolegów i bryknął w momencie, gdy tylko dostrzegłem to zjawisko, i mój osobisty faworyt w fiutowym konkursie […] eksplozja bodźców spowodowała, że mój durny fiut poderwał się do góry z takim impetem, że o mało nie plasnął o mój brzuch. Na widok niesamowitej Sha męskość większości bohaterów w taki właśnie sposób reaguje, jeśli ten zabieg fabularny miał wywołać we mnie zażenowanie, to cel został osiągnięty.


— No to spoko — zaśmiałam się. — Tato, fajnie, że znalazłeś mi przyjaciela - rzuciłam, szczerząc do niego zęby. 

— Skąd wiesz, że Daniel zechce się z tobą zaprzyjaźnić? 

Pytanie ojca zdziwiło mnie. 
— No, jak to skąd? Popatrzyłam na niego jak na ufoludka. — Przecież widzę to i czuję. Poza tym Daniel mnie lubi, i to razem ze swoim fiutkiem. 
Trzy głębokie, ekspresyjne westchnienia rozległy się w jednym czasie, tylko każde w innej tonacji. 
— Sha!!! Jak ty się zachowujesz!? — obruszył się ojciec. 
— No co?! Chcę mu pomóc. Stoi mu jak maszt, a on się tym przejmuje. A to przecież normalna reakcja facetów, gdy mnie widzą.


Wiecie, co było w tej książce najgorsze? Nie fiutki, nie Merysuizm postaci wszelakich, ale powtarzające się opisy tych samych sytuacji, z tymi samymi sztucznymi dialogami, tylko z innych perspektyw, tak moi drodzy czytelnicy, w tej książce kończymy jeden rozdział, ale nie martwimy się, że o czymś z niego zapomnimy, nie ma takiej opcji, bo i tak wrócimy do co bardziej żenujących sytuacji w kolejnym. W książce są trzy perspektywy Garego Stu I, czyli Daniela, Garego Stu II czyli Chrisa i mojej ulubienicy Sha. Narracje Dana i Chrisa właściwie niczym się od siebie nie różnią, obaj zakochują się w mgnieniu oka w wyglądzie Sha. Miłość od pierwszego zobaczenia pięknego ciałka jako motyw literacki w powieści nie podobał mi się nigdy, ale tutaj jak już uderza strzała amora, to fiuty podrywają się do lotu, więc no sami rozumiecie... 

Wybaczcie, że nie nakreśliłam w recenzji fabuły, ona po prostu nie istnieje, pojawiają się tylko jakieś niezwiązane ze sobą sytuacje, jakieś dziwne sny, jakieś próby bycia tajemniczym, a wszystko dzieje się w zasadzie w przeciągu tygodnia, ale powiedzmy sobie szczerze, ta książka to katastrofa, której nie zapowiadała piękna okładka… To sieczka o chuci. Postacie w tej powieści są tylko po to, by ego głównej bohaterki w końcu wybuchło od nadmiaru pochwał. Niemal wszystkie dialogi kończą się lub zaczynają stwierdzeniem, jaka Sha jest wyjątkowa. Nie polecam Lilith nikomu, wynudziłam się przy tej historii, a poziom mojego zażenowania kilkakrotnie osiągnął zenit. A, i pamiętajcie, to też erotykiem nie jest, bo Sha jest zbyt niewinna na sypialniane fanaberie, ale o fiutach sterczących na jej widok może bez skrępowania gadać jak najęta i o nich często rozmyślać… 

Niech Book będzie z Wami
wciąż zażenowana Matylda