Jest mi ogromnie miło, że jakoś trafiłeś na Leona. Jestem studentką kognitywistyki, pasjonatką książek i cappuccino. Może masz ochotę pozwiedzać Leona? Śmiało! Zapraszam! Z racji tego, że lubię zwiedzać blogosferę, proszę Cię o zostawienie linku do Twego zakątka internetu, o ile takowy posiadasz, w komentarzu :)

Z jakiś mniej lub bardziej zrozumiałych dla mnie powodów, pisząc ten post w tytule było 23 fakty, ale ja nie kończę dzisiaj 23. lat! Tylko 22! To pewnie wynika z tego, że nie potrafię przeżyć, że jestem już tak dawno po osiemnastce, więc dodaję sobie jeszcze jeden rok, tak na zaś... 

1. Jak zaczęła się moją przygoda z czytaniem? To dobre pytanie, na które podobno odpowiedź zna moja mama, twierdzi ona, że moja miłość zaczęła się od bajek na dobranoc, a potem Harry'ego Pottera... Kto to wie, ja pamiętam fascynację w podstawówce Władcą pierścieni! Myślę, że to mało ważne, gdzie był mój początek skoro jestem tutaj, skoro dla Was tworzę ten post.

2. Powieść, na którą najbardziej czekałam, był trzeci tom cyklu o Niecnych dżentelmenach, czyli Republika złodziei Scotta Lyncha, jednak ta pozycja odrobinę mnie rozczarowała, pewnie przez to, że jej data premiery była przekładana rok po roku od końca 2009 roku, a ja napompowałam balonik oczekiwań wobec niej. 

3.Nie mam problemu z czytaniem kilku powieści jednocześnie, ale rzadko to robię jeśli są one w wersji papierowej, jeśli jednak są na czytniku, to potrafię skakać między poszczególnymi. 

4. Mało obchodzi mnie czy książka jest papierowa czy nie, jeśli jednak ma piękną okładkę, a wiem, że autor mnie nie zawiedzie, kupuję wersję tradycyjną. 

5. Kiedy w książce zaczyna się roić od błędów wszelkiej maści od literówek po błędy ortograficzne i rzeczowe, mam ochotę rzucić książką o ścianę - rzadko zdarza mi się przymknąć oko na wszelkiej maści potknięcia. Nie lubię płacić za wadliwy towar. 

6. Lubię czytać artykuły na pubmedzie, chociaż niekiedy niewiele z nich rozumiem. 

7. Moim idolem, jeśli chodzi o książki naukowe, pozostaje Dawkins (Bóg urojony, Najwspanialsze widowisko świata. Świadectwa ewolucji, Samolubny gen), ale goni go Dennett (Natura umysłów

8. Książki historyczne, ale nie fabularyzowane, tyko oparte na sztywnych faktach, o, monografię - chętnie je czytam, ale często brakuje mi czasu, by je skończyć, bo są to zazwyczaj grube tomiska, które nie mam jak ze sobą zabierać. 

9. Lubię typowe fantasy, czyli takie standardowe high fantasy, jak we Władcy Pierścieni, akurat w tym temacie nawet przymykam oko na przewidywalność.

10. Patrzę na okładki, a czasem nimi się kieruję. Czy grzeszę? Wątpię. Moje pieniądze, a ja chcę mieć coś ładnego na półce. 

11. Najpiękniejsza książka na mojej półce? Nie potrafiłabym wybrać między starociami, a np. takim Lovecraftem Przyszła na Sarnath zagłada. 

12. Gdy chodziłam o drugiej klasy podstawówki w kajeciku prowadziłam fanfica o Agentce o stu twarzach :> 

13. W liceum byłam zafascynowana rosyjskimi pisarzami i dlatego wybrałam ten język jako drugi i uczyłam się go przez trzy trymestry, jednak cel przeczytania Czechowa, Bułhakowa czy Strugackich w oryginalne spalił na panewce. Nie będzie ze mnie rusycystki. 

14. Zazwyczaj nie stosuję zakładek - zapominam o nich, gubię je, wylatują mi z książki, więc czasem powieść sama otwiera mi się na momencie, gdzie skończyłam, a czasem... cóż, po prostu szukam miejsca, w którym ostatnio byłam. 

15. Mam w domu wiele nieodkrytych jeszcze książek, które gromadził mój tata, ale ja średnio rwę się do ich czytania, zdecydowana większość z nich jest starsza ode mnie o dobrych kilkanaście lat. 

16. Zawsze muszę mieć pod ręką coś do czytania - czy to magazyn, czy jakaś powieść, jednak rzadko czytam w komunikacji miejskiej, nie umiem się w niej jakoś czytelniczo odnaleźć. 

17. Potrafię czytać i słuchać muzyki, a czasem właśnie tak wolę, bo zagłuszam tym samym dźwięki z otoczenia. 

18. Zapisuję komu pożyczyłam jaką powieść, od kiedy trzy książki do mnie nie wróciły... 

19. Moja ulubiona ekranizacja? Nie będzie chyba zaskoczenia jak napiszę, że Władca Pierścieni w reżyserii Jacksona (nazwisko sprawdzić). 

20. Nie lubię cukierkowych historii, w których wszystko kończy się szczęśliwe albo ślubem, lubię, gdy zakończenia nie są banalne, a przebieg książkowych wydarzeń nie można określić, tylko zerkając na okładkę książki.  

21. Chciałam nazwać psa Wolland, ale moja mama się nie zgodziła. Za to mój chłopak ma kota wabiącego się Mefistofeles. 

22. Kocham czytać :D 
Ściskam, 
Niech Book będzie z Wami, 
Matylda 


Kolejny miesiąc i kolejne zestawienie, rany, jak ten czas leci! Nie wierzę, że niedługo rozpocznę znowu walkę z akademickim rokiem, trzymajcie za mnie kciuki, bo wzięłam na siebie dwa zupełnie różne kierunki. Nie wiem, jak sobie poradzę, ale mam nadzieję, że jakoś dam sobie radę! Nie ma na co zwlekać, czas zacząć naszą co miesięczną galę! 

Trzecie miejsce zajmuje okładka do powieści Thorwalda Kruchy dom dusz, która urzekła mnie minimalizmem, jest ona wprost przepiękna, no i znajduje się na niej ludzki mózg! Nic tylko zawieszać na niej oczy!




Drugie miejsce wędruje do jeden z tych okładek, które orzekają mnie swoją... obfitością, Dzika bestia ma na sobie i bąka, i oczy, i twarz i kwiaty, ale mimo wszystko całkiem przypadła mi do gustu. 







Zwycięzcą dzisiejszego zestawienia zostaje okładka książki, której treść może być całkiem ciekawa! Myślę, że gdy tylko nadarzy się ku temu okazja zdobędę własny egzemplarz Sekretnego życia drzew Wobllebena... Kusząca okładka! Ta zieleń, te drzewo! Jest przepiękna! 











Niech  Book będzie z Wami, 
Matylda



1. Kiedy znalazłam książkę, która może ubiegać się u mnie o status ulubionej 
Mam po niej kaca książkowego, nie mogę wyrwać jej z pamięci, nie mogę czytać innej, chcę wrócić do tej właśnie powieści... 


2. Kiedy ulubiony autor zapowiada najnowszą powieść

3. Kiedy nie mam z kim porozmawiać o ostatnio przeczytanej książce, bo moi znajomi nie czytają





4. Kiedy spóźnię się z oddaniem książki do biblioteki... 
Wyobrażam wówczas sobie obławę na siebie przez bibliotekarzy...


5. Kiedy wracam do czytania ulubionej książki, jednak niewiele z niej pamiętam...

Niech book będzie z Wami, 
Matylda


Rany, to już jesień? Jak ten czas szybko leci! A dopiero wygrzewałam się w letnim słońcu, szkoda, że lato i wakacje dobiegły końca, nie wiem, jak Wy ale ja lubię jesienne wieczory, kiedy za oknem pada deszcz. Wówczas jest najlepsza pora na czytanie książek! Mam nadzieję, że uda mi się spełnić postawione przed sobą wymagania, latem całkiem wporządku mi poszło, więc czemu teraz miałoby być inaczej? 


1. Kroniki Amberu. Tom 1 Roger Zelazny

Istnieją dwa światy – Amber i Dworce Chaosu. Pomiędzy nimi istnieje nieskończona liczba cieni – rzeczywistości równoległych, które są tylko bladym odbiciem prawdziwych światów.

Corwin jest księciem i prawowitym następcą tronu Amberu. W wyniku wypadku stracił pamięć i nieświadom tego, kim jest, spędził na Ziemi wiele stuleci. Jednak gdy ktoś z jego krewniaków chce go zabić, Corwin musi sobie przypomnieć swoją przeszłość. Dowiaduje się, że jego rodzina posiada niezwykłe zdolności, pozwalające na kontrolowanie rzeczywistości i podróżowanie pomiędzy wymiarami. Corwin postanawia wyjaśnić tajemnicę zniknięcia swego ojca, króla Oberona i staje do brutalnej walki o należny mu tron.

„Zelazny to niezrównany gawędziarz. Stworzył światy tak kolorowe, egzotyczne i niezapomniane, jakich nikt w naszym gatunku literackim jeszcze nie widział”.
George R.R. Martin

Kroniki zawierają kolejno: "Dziewięciu książąt Amberu"; "Karabiny Avalonu"; "Znak jednorożca"; "Ręka Oberona" i "Dworce chaosu"

Dlaczego chcę przeczytać tę powieść? 
Cóż... Bo to klasyka, której jeszcze nie poznałam, tak jakbym chciała. Coś tam Żelaznego czytałam, ale niewiele. Mam za sobą jedynie Dziewięciu książąt Amberu, więc troszkę śmiech na sali. Wstyd, Matyldo! Wstyd! 

2.  Dym i lustra. Opowiadania i złudzenia Neil Gaiman
Zebrane w tej książce historie pochodzą z niezliczonych krain Po drugiej stronie lustra. Są wytworem bujnej wyobraźni Neila Gaimana - jednego z największych współczesnych mistrzów literatury fantastycznej. Opowiada o wydarzeniach zabawnych, wzruszających, budzących grozę lub po prostu cudownych. Łączy je nie tylko osoba autora, ale przede wszystkim niezwykła sugestywność i oryginalność kreowanych wizji.

Dlaczego chcę przeczytać tę powieść? 
Zwyczajnie: Lubię Gaimana, a tego zbioru jeszcze nie czytałam, a jestem go bardzo ciekawa, a ta okładka robi wrażenie... 




3.  Królowie przeklęci. Tom 1 Maurice Druon
W pierwszym tomie nowego – trzyczęściowego – wydania cyklu „Królowie przeklęci” znajdziesz powieści „Król z żelaza”, „Zamordowana królowa” i „Trucizna królewska”.

To pierwotna gra o tron.

„W Królach przeklętych jest wszystko. Królowie z żelaza, zamordowane królowe, bitwy i zdrady, kłamstwa i żądze, oszustwo, rodowe rywalizacje, klątwa templariuszy, podmieniane niemowlęta, wilczyce, grzech i miecze, wielka dynastia skazana na upadek… A to wszystko (no, prawie wszystko) zaczerpnięte żywcem z kart historii. I wierzcie mi: rody Starków i Lannisterów nie mogą się nawet równać z Kapetyngami i Plantagenetami.

Bez względu na to, czy jesteś historycznym geekiem, czy miłośnikiem fantastyki, od książek Druona nie będziesz się mógł oderwać. 

Dlaczego chcę przeczytać tę powieść? 
Wiele dobrego przeczytałam o tej powieści, czasy, w której się toczy, temat, jaki podejmuje, dosłownie wszystko mnie fascynuje. Nadszedł czas, by się z nią zmierzyć. 

4.  Urodzeni, by przegrać Iga Wiśniewska
Mieli się już nigdy nie spotkać. Los jednak chciał inaczej...

Diana – ukrywa tajemnicę, która nie pozwala jej żyć normalnie. Pięć lat temu przez jej nieuwagę wydarzyła się tragedia. Odtrącona przez rodziców wyjechała na studia do innego miasta, nie potrafi jednak zapomnieć o przeszłości. Kiedyś najbardziej pragnęła przebaczenia. Teraz nie pragnie już niczego.

Karol – z wyglądu niegrzeczny chłopiec, wychowany „na złej ulicy”, student ekonomii i bokser. Kiedyś, w innym życiu, Diana i Karol spotykali się. Nie traktowali tego poważnie, ale to, co ich rozdzieliło, było śmiertelnie poważne. Pięć lat później wpadają na siebie na studenckiej imprezie. Przypadek? Żadne z nich nie wierzy w przypadki. Szybko okazuje się, że stają się dla siebie bardzo ważni. Czy razem uda im się zbudować wspólną przyszłość? Bez względu na wszystko…

Niezwykła opowieść o młodych ludziach, którzy zdążyli już poznań gorzki i słodki smak życia oraz o ich walce o szczęście.
Dlaczego chcę przeczytać tę powieść? 
Wszyscy polecali mi tę książke, a ja wreszcie stwierdziłam, że czemu nie dać szansy polskiej autorce? I romansowi? Zobaczymy, co z tej przygody wyjdzie!

5.  Droga królów Brandon Sanderson
Chirurg, zmuszony do porzucenia swej sztuki i zostania żołnierzem w najbardziej brutalnej wojnie od niepamiętnych czasów. Skrytobójca, morderca, który płacze, kiedy zabija. Oszust, młoda kobieta, skrywająca za płaszczem z kłamstw swoją prawdziwą naturę. Arcyksiążę, wojownik, owładnięty żądzą krwi. Świat może się zmienić. Ta czwórka jest kluczem do przyszłości. Jeden z nich może przynieść zbawienie. Drugi doprowadzi do zagłady.
Dlaczego chcę przeczytać tę powieść? 
Znacie moje zamiłowanie do Sandersona, więc muszę nadrobić tę historię, bo jest podobno najlepszą jaką stworzył...



6.  Dożywocie Marta Kisiel 
Wyczekiwane wznowienie bestsellerowej powieści!

Początkujący pisarz dziedziczy dom razem z zamieszkującymi go dożywotnikami. Wszystko mogłoby być pięknie, gdyby nie fakt, że w gotyckiej willi znajduje: naiwnego anioła, rozmiłowanego w gotowaniu morskiego potwora, widmo romantycznego poety, cztery utopce, kotkę o bardzo ostrych pazurach oraz dziwnego królika! Jeden człowiek nie podoła tej ferajnie – szaleństwo czai się za progiem!

Pełna humoru opowieść o mocno nietypowej grupie bohaterów. Przekonajcie się, czy warto było odziedziczyć Lichotkę!

Marta Kisiel została nominowana do Literackiej Nagrody Fandomu Polskiego im. A. Zajdla za powieść Nomen Omen.

Dlaczego chcę przeczytać tę powieść? 
Poleciła mi tę książkę znajoma i kilku z Was, więc mam nadzieję, że i mi ona skradnie serc! Nie mogę się doczekać, by poznać bliżej tę historię! 

7.  Anatomia kłamstwa Philip Houston, Don Tennant, Susan Carnicero, Michael Floyd
Kłamstwo można wykryć. Zawsze. Nie wierzysz? Wyobraź sobie, jak wyglądałoby Twoje życie, gdybyś zawsze ze stuprocentową pewnością mógł stwierdzić, że właśnie ktoś Cię okłamuje. Nieważne czy to Twój potencjalny pracownik, dziecko wracające ze szkoły, ubezpieczyciel proponujący niezawodną polisę, czy sprzedawca w sklepie - zdolność do wykrycia kłamstwa przydaje się zawsze i wszędzie.

Dlaczego chcę przeczytać tę powieść? 
Bo przedmowę do niej napisał profesor Zbigniew Nęcka... I ma ciekawy temat. Ale ta przedmowa... <3 





8.  Clovis LaFay. Magiczne akta Scotland Yardu Anna Lange
Clovis LaFay ma kłopoty rodzinne. Nieżyjący już ojciec miał reputację czarnego maga, znacznie starszy przyrodni brat jest wrogo nastawiony, a dzieci tego ostatniego… No cóż, na pewne zaburzenia nie ma jeszcze nazw – jest rok 1873 – co nie znaczy, że nie istnieją te zjawiska.

John Dobson, dawny przyjaciel Clovisa i nadinspektor świeżo utworzonej jednostki wydziału detektywistycznego londyńskiej policji metropolitalnej również ma liczne problemy. Z pieniędzmi nie jest najlepiej, z prowincji przyjechała młodsza siostra, podwładni krzywo patrzą na zwierzchnictwo młodego eksporucznika artylerii, a najgorsze, że w Londynie drastycznie brakuje egzorcystów!

Alicja Dobson waha się: zamążpójście czy pielęgniarstwo? Sęk w tym, że konkurenci się nie tłoczą, a zajęcia z magii leczenia na kursie pielęgniarskim okazały się nie całkiem tym, na co miała nadzieję. Clovis LaFay chętnie służy pomocą w tym drugim problemie, a kto wie, może i w pierwszym? Chociaż czegoś się jakby boi…

Dlaczego chcę przeczytać tę powieść? 
Okładkę do tej powieści stworzył Dominik Broniek! Fabuła wydaje się całkiem ciekawa, więc... nic tylko czytać? 

9.  Kruchy dom duszy Jürgen Thorwald
Kruchy dom duszy to książka przedstawiająca powstanie i rozwój chirurgii mózgu. Trzeba było prawdziwej rewolucji, zarówno technologicznej, jak i w sposobie myślenia samych lekarzy, aby neurochirurgia mogła stać się pełnoprawną gałęzią medycyny.

W oparciu o dziesiątki eksperymentów na zwierzętach, a także na nieuleczalnie chorych pacjentach współtwórcy tej rewolucji przecierali nie zbadane dotąd szlaki, ryzykując przeprowadzenie operacji, na jakie wcześniej nikt się nie odważył. Thorwald wyjątkowo barwnie opisuje postaci Victora Horsleya, Harveya Cushingsa i Wildera Penfielda – byli to prawdziwi pionierzy neurochirurgii, niepospolici lekarze, którzy osiągnęli sukces, ale nieobce im też były porażki, nie mówiąc o zwykłych obawach czy niepewności.

Dzieło Thorwalda to nie tylko dzieje chirurgii mózgu, które czyta się niemal jak powieść kryminalną, to przede wszystkim historia walki człowieka o poznanie samego siebie.
Dlaczego chcę przeczytać tę powieść? 
Panie, tu o mózgach będzie! 

10.  Pół króla Joe Abercrombie
Książę Yarvi poprzysiągł zemstę zabójcom ojca. Chce odzyskać Czarny Tron. Najpierw jednak jako sprzedany w niewolę galernik musi stawić czoło okrucieństwu i srogiemu morzu. I to mając tylko jedną sprawną rękę.

W oczach świata jest słaby. Nie utrzyma tarczy ani nie chwyci za topór, dlatego musi z umysłu uczynić zabójczą broń.

W osobliwej kompanii wyrzutków znajduje wsparcie, na jakie nie mógłby liczyć wśród szlachetnie urodzonych.

Yarvi ma u boku lojalnych przyjaciół, lecz zawiła ścieżka, którą kroczy, może się zakończyć tym, czym się rozpoczęła – niespodziewanym zwrotem, zasadzką i śmiercią króla.





Dlaczego chcę przeczytać tę powieść? 
Nie wiem czy jestem targetem tej powieści, ale... Może spodoba mi się ta powieść? Sama nie wiem, ale jak to mówią, kto czyta nie błądzi. 

A Wy macie jakieś jesienne plany? Pochwalcie się!


Z dziesięciu książek, które miałam przeczytać podczas wakacji, przeczytałam siedem, więc to całkiem w porządku wynik, zważywszy na to, że Krew i stal porzuciłam w trakcie, gdyż zupełnie nie przypadła mi do gustu. 

Małe wyjaśnienia: Jestem bardzo mało aktywna tutaj i na Waszych blogach, cóż, 1 października wyjeżdżam do akademickiego miasta, trochę czasu chcę jeszcze spędzić z rodziną i przygotowuję na Leona masę postów, by przypadkiem nie zniknąć jak w tamtym roku... Jest ich już 30, więc z całą pewnością troszkę ze mną jeszcze będziecie musieli wytrzymać! :) 


Niech Book będzie z Wami, 
Matylda




Londyn — deszczowy i skrywający wiele krwistych tajemnic. To na jego ulicach grasował Kuba Rozpruwacz. To tutaj Sherlock Holmes prowadzi swe śledztwa. Po ponurych ulicach stolicy Anglii przechadza się Marnie Rome — kobieta dręczona przez demony przeszłości. Inspektor musi poradzić sobie z niezwykłą traumą, jej rodzice zostali zamordowani przez młodszego, przybranego brata. Była jednak na tyle silna psychicznie, że potrafiła wrócić do policji, a teraz wraz ze swoim partnerem Noah Jakem będzie musiała rozwiązać sprawę z pozoru banalną… W ośrodku dla ofiar przemocy domowej dochodzi do dramatycznego zdarzenia, mąż jednej z jego mieszkanek zostaje znalezione z nożem wbitym w płuco. Co robił w ośrodku? Co kryje tajemnicze małżeństwo Leo i Hope Procter? Dlaczego Hope zdecydowała się na tak drastyczny krok? Sprawy komplikują się coraz bardziej, gdy kobieta znika… a wraz z nią jeszcze dwie inne pensjonariuszki. 

Znowu dałam się niepotrzebne skusić, tym razem tekstowi na okładce głoszącemu „Najlepszy kryminał 2015 roku w Wielkiej Brytanii”. Coś jednak poszło nie tak, a ja nie dowierzałam, dlaczego ta powieść była tak rozchwytywana na Wyspach. W obcej skórze nie jest złym kryminałem, czytało się go całkiem miło i przyjemnie, ale jest zwyczajnie przewidywalną książką. Pomysł na zagadkę był świetny, gdyby autorka nie dała nam tak wielu wskazówek. Byłam o krok przed komisarz Marnie Rome, wiedziałam, gdzie zaniesie ją akcja, w którym kierunku pójdzie, wiedziałam, że będzie krążyć, a ja… Siedziałam i czytałam, czekając na rozwój wydarzeń, który podpowiedziała chwilę wcześniej Sarah Hilary. Miałam wrażenie, że autorka chciała za bardzo ułatwić nam zadanie, zbyt szybko podała istotne wątki na tacy, sprawiając, że jej powieść niczym nie zaskakiwała. Działo się całkiem sporo, ale rozwiązania wykorzystane przez Hilary były dość sztampowe, jednak nie mogę zbyt wiele Wam o tym napomknąć, zdradziłabym co ważniejsze wątki... Zagadka nie była imponująca, ale za to część obyczajowa świetnie została przez autorkę obmyślona, nie był to łatwy do ukazania temat, jednak ona zrobiła to wręcz mistrzowsku. Przemoc w rodzinie jest zawsze trudną sytuacją, która czasem pozostaje zupełnym tabu, tutaj mamy idealny tego typu zachowań przykład. Historie kobiet przedstawione w tej książce wstrząsnęły mną, bo cóż... myślę, że mogłyby zdarzyć się naprawdę, a ludzka znieczulica nie zna granic. To właśnie warstwa obyczajowa sprawiła, że książkę spoglądam łaskawym okiem, bo kryminał niestety autorce ciut nie wyszedł. 

Lektura W obcej skórze zajęła mi ledwie dwa krótkie wieczory, nie było bardzo źle, bo miejscami sceny przedstawiane przez Sarah Hilary były niepokojące. To, co stworzyła to stadium ludzkiego upadku, właściwie każdą postać w książce dotknęła jakaś tragedia, jakaś strata, jakaś społeczna degradacja. Czułam się odrobinę przytłoczona przez tę całą lawinę negatywnych emocji, która z każdą kolejną stroną gnała coraz szybciej, miażdżąc po drodze niemal wszelkie moje pozytywne myśli. Nie znajdziecie w tej książce zbyt wielu promyczków nadziei, rzadko się do niej uśmiechniecie, to nie tego typu literatura. Więc jeśli lubicie czasem popaść w melancholie, a drastyczne i krwiste sceny Wam nie przeszkadzają, to myślę, że możecie sięgnąć po W obcej skórze. Pamiętajcie brutalność w dużej mierze gra w tej historii pierwsze skrzypce.

W obcej skórze Sarah Hilary
Cykl: Inspektor Mar­nie Rome (tom 1)
Wydawnictwo: Czwarta Strona
tłumaczenie: Agnieszka Brodzik
tytuł oryginału: Someone Else's Skin
data wydania: 27 kwietnia 2016
ISBN: 9788379763658
liczba stron: 544

Niech Book będzie z Wami, 
Matylda


Istnieją tacy pisarze, których styl, których pomysły i, których wreszcie książki są dla mnie zupełną zagadką. Na poniższej liście są to autorzy popularni i mniej znani, tacy, których poznawałam, przeglądając Wasze blogi. Zamierzam ich sobie w najbliższym możliwym czasie przybliżyć. Cóż, nie chodzę już do szkoły i chociaż na studiach mam listę lektur obowiązkowych, to poznanie poniższych autorów traktuję, jak swoisty punkt honoru. Z pewnością nie poznam ich wszystkich w najbliższym czasie, nawet tego nie planuję, bo często ich książki są wielkimi cegiełkami, których czytanie w roku akademickim mi wcale nie wychodzi. Z racji tego, że nie zmierzam w najbliższym czasie żegnać się z działalnością blogową, stwierdziłam, że Leon będzie idealnym miejscem, by stworzyć swoją małą listę grzechu. 

Zagraniczni autorzy, na których poluję:

Gabaldon Diana o tej autorce słyszałam sporo naprawdę dobrego, serial na podstawię jej powieści planuję obejrzeć po zapoznaniu się z serią Obca, która wciąż mnie odstrasza iloscią tomów i ich wielkością. To nie tak, że boję się cegiełek - bardzo je lubię, obawiam się raczej ciągnącej się jak flaki z olejem akcji i rozwlekanie kolejnych wydarzeń tysiące razy. Jednak zaważając na wszystkie pozytywne recenzje, dam Gabaldona Diana szansę. 
Dodaj napis
Peter Watts zaczęłam czytać jego Ślepowidzenie, ale z jakiś dziwnych powodów przerwałam i nie skończyłam, a szkoda, bo historia zapowiadała się całkiem ciekawie, teraz planuję wrócić do jego książek, ponieważ zamierzam troszkę pobuszować wśród SF. 

Dodaj napis
Donna Tartt znam tę autorkę z jej powieści Tajemnicza historia, jednak pozostałe są dla mnie zupełną niewiadomą, więc zamierzam to naprawić, jak tylko dostanę je w swoje ręce. Chcę je wszystkie - są piękne.  
Dodaj napis
Maurice Druon Królowie Przeklęci, wciąż tkwią w mojej głowie, mówiąc "PRZECZYTAJ NAS!", nie mogę się im dłużej opierać, więc kiedy tylko moje fundusze na to pozwolą, zdobędę ich. 
Dodaj napis
Norman Davies dobra, Davies nie jest dla mnie zupełnie nieznany, ale chciałabym poznać wszystkie stworzone przez niego książki, co pewnie zajmie mi parę lat, jedna... Cóż, do odważ... ambitnych świat należy :) 

Dodaj napis
Robin Hobb autorka serii o Skrytobójcy, który budzi we mnie ciekawość, więc... Cóż, muszę poznać tę historię. 
ddd
Colleen Hoover nie jest ona moim priorytetem, ale tylu blogerów ją poleca, że muszę w końcu zapoznać się, z którąś pośród jej książek, jeśli przypadnie mi do gustu, cóż, skuszę się na kolejne. Ale szczerze mówiąc, jest to dla mnie... największe wyzwanie, bo rzadko czytuje takie książki. 
Dodaj napis
Polscy pisarze, których planuję poznać 

Robert Foryś o tym pisarzu słyszałam wiele dobrego, więc nie pozostaje mi nic innego, tylko przyjrzeć się jego książkom bliżej. Uwielbiam powieści historyczne, więc Gambit Hetmański pójdzie pewnie na pierwszym ogień. 
ddd
Anna Kańtoch jest jedną z tych autorek, które chcę poznać już od całkiem dłuższego czasu, ale jakoś ciągle o tym zapominałam. Mam zamiar jednak nie zaczynać z książkami fantastycznymi w jej wykonaniu, ale od Łaski, czyli kryminału. 
dd

Elżbieta Cherezińska jest w moich planach od dobrych kilku lat, od kiedy dowiedziałam się o Koronie śniegu i ognia, więc... No, sami rozumiecie. Jednak naczytałam się troszkę, że to... martyrologia, a ja za nią średnią przepadam, ale sama będę musiała się przekonać, co uważać o powieściach tej autorki. 
Dodaj napis

A jakich autorów Wy macie w planach? 
A może powinnam dodać jakiegoś pisarza do mojej listy? 
Dajcie znać! 
Niech Book będzie z Wami, 
Matylda


Tylko tajemnica trzyma nas przy życiu. Tylko tajemnica.

Kto z Was lubi filmy przygodowe? Bohaterów takich jak Indiana Jones czy Robert Langdon, Pana Samochodzika? A może przepadacie za zagadkami, których rozwiązanie nie jest proste? Lubicie historię i jej smaczki? Jeśli jesteście chociaż trochę zainteresowani akcją, która ani na moment nie zwalnia, tylko wręcz z każdym rozdziałem przyspiesza, a na chociaż jedno z powyższych pytań odpowiedzieliście twierdząco, to nie pozostaje mi nic innego jak przedstawić Wam pewną ofertę... Stół króla Salomona powieść stworzona przez wykładowcę historii i sztuki średniowiecznej w Ośrodku Studiów Romańskich w Madrycie, Luisa Montero Manglano. Nie nazwałabym Stołu powieścią nieprzewidywalną, bo kilku wątków się spodziewałam, chyba za dużo czasu we wczesnej młodości poświęciłam właśnie przygodówkom i filmom o dzielnych poszukiwaczach skarbów... Jednak cała historyczna otoczka, cała tajemnica krążąca wokół Poszukiwaczy, wreszcie główny bohater, który związany jest z dziwnymi relacjami ze swoimi rodzicami... To czyni tę powieść wartą bliższego poznania. 

Głównym bohaterem jest Tirso Alfaro, doktorant historii sztuki, odbywa właśnie praktyki w muzeum w Canterbury, nie jest to zbyt ciekawe zajęcie, ale Hiszpan nie ma co narzekać, zawsze mogło być gorzej... Cóż, to gorzej się właśnie zdarzyło, Tirso jest bowiem świadkiem kradzieży bezcennej Pateny, którą zresztą miał zbadać w ramach swojej pracy doktorskiej... Po nieprzyjemnych wydarzeniach powraca do Madrytu, gdzie dostaje dość dziwną ofertę pracy, z braku laku dobre i to, więc Tirso postanawia wziąć udział w niezwykłym procesie rekrutacyjnym. Do czego będzie miał możliwość dołączyć? Co będzie robić? Czy sobie poradzi? Czym jest Stół króla Salomona i czy naprawdę, jak mówią legendy, posiada boską moc? Jesteście ciekawi opowieści młodego Hiszpana?  

Tirso Alfaro, czyli narrator, który na początku sprawił, że rzuciłam tę powieść w kąt. Cóż, dla mnie wstęp do tej historii był najgorszym elementem książki, ciągłe powtarzanie jednego zdania nie sprawiło, że zainteresowałam się bliżej Stołem, wręcz przeciwnie odepchnęło mnie. Później już wszystko się zmienia, dostajemy zwyczajną narrację pierwszoosobową bez zbędnych dodatków w postaci "Ale znam lepszą historię"... Co jednak mnie w dalszej części drażniło? Narrator, który zdradzał, co się wydarzy np.: Ponieśliśmy spektakularną porażkę... nie wiem, jak na Was, ale na mnie takie chwyty nie działają wcale, ba! mnie one denerwują, bo mniej więcej mogę sobie wyobrazić, co się zaraz wydarzy, wiem, czego się spodziewać. Nie był to częsty element, ale jak już się pojawił, to niestety doprowadzał mnie do szewskiej pasji. Co dalej? Nieśmiertelny Tirso, który ma czasem więcej szczęścia niż rozumu. Szczerze mówiąc, w pewnych momentach przypominał mi bardziej Rambo niż poszukiwacza przygód, już nawet Indiana Jones jak był ranny, to mniej sprawnie działał. Na Tirso po prostu nie ma mocnych... a to sprawia, że powieść staje się po prostu mało realistyczna, bo bądź co bądź, niektóre obrażenia odniesione przez głównego bohatera powinny go na przynajmniej na jakiś czas uziemić... No, ale, cóż poradzić? To powieść przygodowa, która ma bawić, a rozrywki dostarczyła mi całe mnóstwo... 

Nie musicie uważać na fajerwerki, bo Stół króla Salomona jest ich pozbawiony, ale jeśli chcecie zabawić się w poszukiwacza skarbów, odkrywać tajemnicze miejsca i niezwykłe zabytki, to jest to powieść dla Was. Miłośnicy historycznych smaczków też znajdą tu coś dla siebie, bowiem nie wszystko, co Manglano skrył w swojej powieści to czysta fikcja... Nie wiem, jak Wy, ale ja uwielbiam sekrety przeszłości...

Stół króla Salomona Luis Montero Manglano
Cykl: Poszukiwacze (tom 1)
Wydawnictwo: Rebis
tytuł oryginału: La mesa del rey Salomón. Los buscadores
data wydania: 2 marca 2016
ISBN: 9788378187387 
liczba stron: 528
Niech Book będzie z Wami, 
Matylda 

Już od dawna zastanawiałam się nad tym, jak wyglądały pierwsze wydania słynnych książek, tworząc cykl Rok w literaturze starałam się zawsze wybierać grafiki, które te pierwsze wydania ukazywały, ale nie zawsze mogłam to zrobić i nie wszystkie powieści, które mnie ciekawiły przecież w Roku umieszczam. Przed Wami kolejny cykl na Leonie, czyli pierwsze wydania książek :D Swoją drogą dowiedziałam się przy okazji szukania ich, że kosztują zazwyczaj bagatela po kilka tysięcy a nawet kilkanaście tysięcy dolarów. 
Klikając na grafikę, powiększycie ją. 


Niech Book będzie z Wami, 
Matylda
źródła: opisy - wikipedia, 
ilustracje - google grafika
 (pierwsze hasła po wpisaniu danego tytułu + "first edition book") 

Elantris - miasto istot wręcz boskich, pięknych, nieśmiertelnych, dostarczających pozostałym mieszkańcom wszelkich dóbr, nie trudzącym się uprawą roli, nie myślącym o potrzebach dnia codziennego, żyjący w miejscu uchodzącym za architektoniczne cudo. Kiedyś ludzie, ale dzięki magicznej mocy Shaod stali się siewcami nadziei wśród maluczkich, jednak wszystko ma swój kres, a bogowie zmienili się w półmartwe istoty podobne do trędowatych. Odrzuceni Elantrianie zostali zamknięci wewnątrz coraz bardziej pogrążającego się w brudzie Elantris... Świat musiał poradzić sobie bez bogów, jednak Shaod nie przestało nawiedzać ludzi, jednak nie zmienia ich już w bogów, ale w ich zupełne przeciwieństwa... Książę Raoden, który ma zawrzeć małżeństwo z księżniczką Teod Serene doświadcza przemiany, uznany przez opinię publiczną za martwego, musi poradzić sobie w zupełnie nowej rzeczywistości, która nie jest łatwa i przyjemna. 

Przez większość wakacji męczyłam tę powieść... Czytałam ją partiami, bo nie mogłam się zmusić, by wreszcie przebrnąć przez całość. Pierwsze 150 stron nie należało może do złych lektur, ale z całą pewnością początek Elantris nie należał do wciągających. Zbyt dużo było poznawania świata, za mało akcji, zbyt dużo zbędnych opisów, za mało pokazania, co się wokół dzieje... Tego brakowało mi przez całą powieść.Sanderson wszystko rozwlekał...  Wyobrażenie sobie Opelonu, czyli miejsca, w którym dzieje się akcja, nie było do końca możliwe. Wiedziałam dokładnie jak wygląda Elantris, trochę poznałam Kae czyli miasto przycupnięte obok dawnego miasta bogów, ale nie wiedziałam jak wyglądają wspomniane w powieści Fjorden, Teod czy sam Arelon, autor coś tam napomykał, ale moim zdaniem niewystarczająco. Serene na początku była dla mnie bohaterką niezwykle strawną, jednak z czasem wyszło na jaw, że nie jest tak inteligentna za jaką chce być brana i chce przedstawić ją narrator. Jej intrygi nie były tak bystro pomyślane za jakie miały uchodzić. To były proste zagrania, których czytelnik mógł się spodziewać. Dalej mieliśmy Raodena, który wydawał się człowiekiem zupełnie pozbawionym wszelkiej skazy, jednak ten idealizm w nim w ogóle mi nie przeszkadzał, a wątki z księciem najbardziej do mnie trafiały. Cóż, Elantris nie było powieścią z bohaterami, którzy mieliby wielkie dylematy moralne i byliby szczególnie rozrzuceni emocjonalnie, oni byli albo czarni albo biali, jedynie jedną postać można by uznać za wielowarstwową, jednak się z nią nie polubiłam. 

Co do samej fabuły to miała w sobie ogromny potencjał, ale moim zdaniem Serene wszystko popsuła, jej postać zupełnie do mnie nie trafiła, a wątek miłosny był cóż... Niestrawny. Tutaj nie było wielkich rozstrzygnięć, wielkich zwrotów akcji, wielkich napięć, czasem Sanderson troszkę tam coś napiął, ale nie na tyle by mnie szczególnie wciągnąć. Może inaczej oceniłabym te powieść, jeśli wcześniej nie poznałabym żadnej innej twórczości Sandersona i chociaż jego debiut podejmował niezwykle ciekawy temat, to jednak nie było to coś niezwykle odkrywczego. Elantrianie odrobinę przypominali mi... zombie, nieśmiertelne, niemożliwe do zabicia, cierpiące i powoli przechodzące w stan zupełnego szaleństwa. I ten wątek chyba najbardziej ze wszystkich mnie zauroczył. 

Ogólny rozrachunek? Polecam na początek poznawania fantastyki, dla starych wyjadaczy może być tutaj wszystkiego za mało, za mało akcji, ciekawego świata, mocno zarysowanych postaci, zaskakującego zakończenia. Za to za dużo wydarzeń, które pojawiały się byle tylko napędzić odrobinę fabułę, by zaraz znowu ją zabić i przejść z nią do marazmu... Ale nie uważam czasu z Elantris za stracony!     

Niech  Book będzie z Wami, 
Matylda


W światowej literaturze działo się wiele i aż trudno było wybrać jedynie cztery pozycje, które pasowałyby do zestawienia, ale ostatecznie się udało. Z kolei na polskim rynku nie było aż tak ciekawie, ostatnie miejsce pozostało puste, nie chciałam wstawiać czegoś tam na siłę... Cóż, może znacie jakaś pozycję z 1992 roku, o której ja nie miałam pojęcia? Dajcie znać! 

Pozwólcie, że dzisiejszy post z tej serii, zakończę dzisiaj nieco inaczej, bo wierszem Hartwig ze wspomnianego powyżej tomiku, Matylda. 

Czułość

Patrzy na ciebie zadarłszy główkę do góry 
Jesteś jej niebem i twoja twarz stanowi na tym niebie 
słońce i niepogodę 
Jest małym pisklęciem, które chciałoby usiąść wśród gałęzi twoich ramion 
pełna świergotów i tak od ciebie zależna 
że wzruszyłoby to nawet serce z kamienia 
Już tyle lat minęło, a w lustrze w które patrzysz 
wciąż jeszcze jawi ci się obraz jej malutkiej 
stojącej obok ciebie z zadartą główką 
i zapomnianą już dziś prośbą czy pytaniem 
na które teraz odpowiedzieć za późno.

Julia Hartwig


Wyznania Katarzyny Medycejskiej to powieść, którą zabrałam ze sobą do Niemiec, muszę przyznać, że to jeden z większych książkowych błędów, jakie ostatnimi czasy popełniłam. Powieść C.W.Gortnera była, kolokwialnie ujmując... sucha. Polot w niej znalazł dla siebie przytulne miejsce, ale zabrakło mi w tej historii uczuć. Katarzyna, królowa Francji, kobieta należąca do wielkiego rodu Medyceuszy była narratorką opowieści, obserwatorką wydarzeń, jednak nie sposób znaleźć w niej czegoś z… człowieka z krwi i kości. Nie wiem, czy to wina tego, że Katarzyna musiała trzymać się sztywnych reguł panujących na francuskim dworze, czy też tego, że autor zdecydował się na umieszczenie w powieści wszystkich etapów z życia królowej Francji… Lubię historię, a postać żony Henryka II Walezjusza nie jest mi obca, ale w tej powieści nie potrafiłam odnaleźć się w natłoku narastających i nieumiejętnie dawkowanych wątków. Spojrzałabym na nią pewnie łagodniej, gdybym nie zabrała jej w podróż, która dzięki niej miała stać się krótszą i przyjemniejszą, niestety było wręcz przeciwnie. 

Nie polubiłam Katarzyny, chociaż była wzorem cnót wszelakich. Mam wrażenie, że autor na siłę próbował zrobić z niej kobietę współczesną, a przecież ona żyła w XVI wieku, więc trudno mi wierzyć we wszystkie postępowe nawyki królowej. Zwłaszcza w jej tolerancje. Była katoliczką, jej wuj był papieżem, spędzała z nim czas, a tu nagle okazuje niezwykłą, jak na tamte czasy tolerancje względem heretyków? Coś tu nie gra. Rozumiem jej postawę, ale nie mogę pojąć, dlaczego autor nie ukazał jej rozterek, jej ewentualnego wahania… Za łatwo poszło. Może inaczej bym na to spojrzała, gdyby powieść choćby na moment się zatrzymała, ale akcja w niej nie zwalniała tempa, ciągle ktoś nowy się pojawiał, ktoś inny znikał, tutaj… nie ma komu kibicować. Wszyscy mają swoje za uszami, a Katarzyna popełnia błędy, które drogą ją kosztują. Na początku lubiłam tę pewną siebie kobietę, ale potem coraz bardziej i bardziej się ode mnie oddalała, była tą samą osobą, ale nie potrafiłam znaleźć w niej pierwiastka ludzkiego. To wszystko wina tego, że całe jej życie zostało przedstawione w zaledwie na 430 stronach! Nim się człowiek obejrzał, to główna bohaterka była staruszką… 

Brakowało mi pięknego i wyszukanego słownictwa, autor nie bawił się w stylizację języka, sprawił, że jego powieść mogłaby zostać napisana z perspektywy współczesnej kobiety, nie XVI-wiecznej królowej. Nie ma tutaj pięknych zamków, są wspomniane, ale gościmy w nich na zmianę, niektóre myliły mi się, bo dwór ciągle się przenosił z jednego do drugiego, miło byłoby gdyby autor zaszczycił czytelnika choćby odrobiną opisu tych budynków. Kolejną wadą powieści są papierowi bohaterowie, ja wiem, że to beletrystyka, ale w swoim żywocie czytałam o wiele lepsze teksty, których postacie mogłyby chodzić po ulicach współczesnych sobie miast. Tutaj mamy do czynienia raczej z marionetkami, którymi autor szafuje na prawo i lewo, byle tylko zgadzało się bardziej lub mniej z historycznymi wydarzeniami. 

Cóż... dworskie intrygi, zdrady, nieszczęścia, bogactwo - znajdziecie to tutaj, znajdziecie tu również portret Katarzyny Medycycejskiej zgoła inny od tego, który serwują nam historyczne podręczniki, w nich królowa Francji przedstawiana jest jako przebiegła trucicielka i zabójczyni. C.W. Gortner przedstawił ją jako kobietę zaradną i dumną, pełną marzeń, waleczną i przede wszystkim oddaną swoim dzieciom, Może Wyznania... nie były pasjonującą lekturą, ale myślę, że dla tych którzy interesują się historią rodów panujących we Francji, może być to całkiem niezła przygoda. 

Niech Book będzie z Wami, 
Matylda


Może zamienimy Antygonę na Akademię Wampirów, a Kamienie na Szaniec ustąpią miejsca Miastu Kości?  

Lektury szkolne to temat rzeka i temat wałkowany już chyba nieskończoną ilość razy, więc czemu ja miałabym nie zabrać głosu również w tej sprawie? Zwłaszcza, że niedawno rozpoczął się powrót do szkoły, trochę tęsknię za tymi latami, gdzie wszystko było łatwe i przyjemne, a czasu na czytanie były niemal nieskończone ilości... Ale do rzeczy!

Co uważam o lekturach? Warto je czytać. Może i niektóre oferty z programu nauczania nie są zbyt porywające, a często bywają zwyczajnie nużące, ale czy to czyni je bezwartościowymi? Większość z nich zapadła mi w pamięć, może to przez omawianie ich w szkole? Może przez to, że mną poruszyły? Często nie pamiętam, co wydarzyło się w książce, którą czytałam miesiąc temu, ale o takim Potopie mogłabym snuć godzinną opowieść... Wiele lektur zapadło mi w pamięci. Choćby Kamizelka spod pióra Bolesława Prusa — poruszająca opowieść o dwójce oddanych sobie ludzi. W pustyni i w puszczy Sienkiewicza, może za dużo było w niej puszczy, ale była to wciąż świetna przygoda... Folwark zwierzęcy i pierwsze spotkanie z Orwellem. Opowieść wigilijna. Sklepy cynamonowe, które wzbudziły we mnie miłość do realizmu magicznego. Zachwycająca w swojej prostocie Dżuma. Do dziś pamiętam swój płacz przy O psie który jeździł koleją... 

Lektury szkolne kształtowały mój literacki gust. To nie były jedynie nudne powieści do przerobienia na lekcji, one miały czegoś uczyć, miały otwierać oczy na to, co działo się w świecie. Często traktowałam je jako swoisty dodatek do lekcji historii, choćby taki Potop, może i Sienkiewicz trochę się pobawił w patos i pokrzepianie serc Polaków, może i w Dziadach Mickiewicza nie do końca wszystko jest jasne i przyjemne dla czytelnika, ale to kawał naszej historii, naszego dziedzictwa, który warto poznać. Jak patrzyli na świat ludzie poprzednich epok? Co o nim sądzili? O czym marzyli? Dlaczego się od tego odwracamy? Bo to stare? Pisane wierszem? Bo przedawnione? Cóż, większość lektur ma przecież wydźwięk ponadczasowy... Naprawdę nic nie wnoszą? Są tylko nużącym obowiązkiem? 

Niektórzy chcieliby umieścić w kanonie lektur nowości, takiego Harry'ego Pottera, może Akademię Wampirów albo Miasto Kości, o ile ten pierwszy podobno jest czasem czytany w szkole, cóż, dobrze, bo jest w nim oddanie, przyjaźń, wiara... To popularna seria, niemal każdy o niej słyszał, więc gdy się pojawia na początku przygody z lekturami szkolnymi, może w młodym czytelniku pobudzić chęć do dalszej przygody z książkami, ale... Jak sobie wyobrażacie umieszczenie pozostałych wymienionych przeze mnie tytułów? Może zamienimy Antygonę na Akademię Wampirów, a Kamienie na Szaniec ustąpią miejsca Miastu Kości? A teraz powiedźcie mi... czy szkoła jest po to by tylko bawić? Czy mamy się w niej czegoś nauczyć?

Lektury podzielone są na epoki, prawda? Nie wyobrażam sobie zastąpienia Króla Edypa jakąś tragedią, która napisana jest przez współczesnego tragika... Nie wyobrażam sobie takich podmianek. Uwspółcześniania, o którym często słyszę podczas dysput dotyczących lektur. Prawdą jest, że często w szkołach nie dowiadujemy się o historii i literaturze najnowszej, to wielki błąd systemu nauczania, jednak jakby nie patrzeć lektury szkolne otwierają wiele dróg do lepszego poznania i zrozumienia innych powieści. Weźmy pod uwagę takiego Fausta, który ma niezwykły związek z Mistrzem i Małgorzatą Bułhakowa. Powrócę tu też do Kamieni na Szaniec czy nie pokazują one ważnej części naszej historii? Myślicie, że lektury Wam się do niczego nie przydadzą? Och, zdziwilibyście się, ile dysput można przeprowadzić na temat szkolnych powieści! Ile odniesień można znaleźć we współczesnej prozie... Ile archetypów, motywów, ile schematów skrywają te czasem pożółkłe i zniszczone książki.  

Powiedźcie mi, czy sięgacie po książki, które tylko przynoszą Wam rozrywkę? Ja często próbuję na rynku znaleźć powieść, która poszerzy moje horyzonty. Lektury nie mają bowiem bawić, one mają rozwijać, to jest ich misja. Zniechęcają do czytania? A czytanie podręcznika do historii czy fizyki tego nie zrobi? Powiem dosadnie: Czytanie lektur było moim zasr... obowiązkiem. Czytałam je, tak samo jak uczyłam się tabliczki mnożenia, fakt, nie zawsze uważnie, nie zawsze starałam się kończyć daną lekturę, ale zdarzało się to bardzo rzadko. Większość nieprzeczytanych przeze mnie lektur przypada na czas, kiedy byłam smarkata (na początku przygody w gimnazjum) i uważałam Po co mi taki Stary człowiek i morze? Do czego mi się to w ogóle przyda? Co by powiedziała dorosła Matylda do swojej młodszej wersji? Oj młoda przyda ci się to, przyda... Nie wiesz nawet kiedy. Czy nieczytanie lektur stało się w pewnym momencie cool? Chwalenie się, że ktoś tylko zapoznał się się jedynie ze streszczeniami, a w życiu nie przeczytał żadnej lektury... Jestem taka super, bo przeczytam jedynie streszczenie i dostanę 5? Świat pędzi coraz bardziej i bardziej, zatrzymanie się i przeczytanie szkolnej lektury czasem staje się czasem ponad siły... Nie trzeba czytać wszystkiego, co każe nam system, nie twierdzę, że każdy musi wszystko znać, nie chcę bowiem popadać w skrajności, często przedmioty ścisłe bywają ważniejsze od humanistycznych, ale zwyczajnie mierzwi mnie chwalenie się tym, że ktoś olał sobie lektury... Jakość nie spotykam się często z afiszowaniem się brakiem wiedzy fizycznej, czy ograniczoną znajomością chemii... Lektury jednak wciąż i wciąż wypływają... 

Dobrze, a teraz pytania do Was... 
Jakie lektury chcielibyście wyeliminować z programu? 
Czy czytaliście je? 

Niech Book będzie z Wami, 
Matylda