Jest mi ogromnie miło, że jakoś trafiłeś na Leona. Jestem studentką kognitywistyki, pasjonatką książek i cappuccino. Może masz ochotę pozwiedzać Leona? Śmiało! Zapraszam! Z racji tego, że lubię zwiedzać blogosferę, proszę Cię o zostawienie linku do Twego zakątka internetu, o ile takowy posiadasz, w komentarzu :)

Diabolika, czyli kosmiczna awantura


Zarówno pragnienie władzy, jak i jej posiadanie nieodwracalnie wypaczają charakter.

Nemezis to diabolika, czyli wyhodowana istota na podobieństwo człowieka i posiadająca jego DNA. Potrafi z niebywałą sprawnością fizyczną pokonywać wrogów swojej pani - Sydonii. Diaboliki bowiem przechodzą swoiste pranie mózgu, w którym to programuje je się do służby jednej osobie. Jedna osoba staje się sensem życia diaboliki. Sprzymierzeńcem i panem. Historia Nemezis się komplikuje, kiedy aby ochronić Sydonię, musi się w nią wcielić.... Diabolika trafia na dwór cesarski, a tam wszelkie jej umiejętności bojowe, mogą jej się w ogóle nie przydać, aby stać się Sydonią będzie musiała znaleźć w sobie pokłady człowieczeństwa... Maszyna do zabijania udająca jagniątko? Z pewnością nie będzie to łatwe.

Diabolika nie jest powieścią wymagającą, jest z pewnością dość absorbująca, bo mimo że mamy świadomość niemal od samego początku, jak ta książka będzie przebiegać, a autorka nie zaskakuje nas wielkimi rozwiązaniami politycznych intryg, to i tak pochłania się ją w mgnieniu oka. Może to za sprawą krótkich rozdziałów? Może za sprawą oszczędnego stylu S.J.Kincaid? Nie jestem pewna, ale faktem jest, że przeczytanie tej książki zajęło mi raptem dwie doby. Dawno nie czytałam powieści, którą można by przypasować do science fiction, więc z pewną przyjemnością poznawałam świat wykreowany w Diabolice, jednak nie zaspokoił on moich kosmicznych pragnień. Akcja skupia się w jednym miejscu, na wielkim statku cesarza imperium, Chryzantemum i to tę lokalizację dane będzie nam najlepiej poznać, cała reszta jest jedynie wspomniana lub mamy okazje zwiedzić ją w krótkich fragmentach. 

Myślę, że to i dość przewidywalna fabuła jest głównym mankamentem Diaboliki, dostrzegałam w niej schematy, które znałam już z innych pozycji - kreacja Tyrusa czy motyw sprowadzenia młodych arystokratów na Chryzantemum, jednak sądzę, że jeśli nie obcujecie aż tak bardzo ani z historią, ani z fantastyką, to z pewnością zostaniecie zaskoczeni rozwojem wydarzeń. W powieści wiele się dzieje i nie idzie się nudzić, a Kincaid potrafiła trafić w moje czułe punkty, sprawiając, że zachowania cesarza czy jego otoczenia, ale również różnego rodzaju rozrywki młodych arystokratów - sprawiały we mnie poczucie niemocy połączonej ze złością. Dlaczego nikt nie reagował? Gdzie w tych ludziach człowieczeństwo? Czy oni nie widzą, że sprawiają ból?

Gdyby autorka pozwoliła nam poznać lepiej wykreowane przez siebie gwiezdne uniwersum, moja opinia o tej książce byłaby lepsza. Mamy tutaj ciekawą religię, która to uważa, że kształcenie jest herezją, więc zakazano go w ogóle, a ludzie korzystają jedynie z dobrodziejstw stworzonych przez przeszłe pokolenia. Religia jest tutaj jedynie pewnego rodzaju pretekstem, by trzymać poddanych w ryzach, by nie dać im możliwości do poszerzania wiedzy i tym samym w przyszłości uniezależnienia się od cesarstwa. Jest też podział kastowy, mamy senatorów i ich rodziny żyjące na statkach orbitalnych, w których są wszelkie luksusy oraz ich poddanych bytujących na skażonych planetach. I tu pojawia się dla mnie pewien nielogiczny problem, tych planet jest całe mnóstwo, a ludzie tam żyjący poddają się panowaniu cesarza i jego zakazom, może nie bez zająknięcia, ale mimo wszystko są mu w pewien sposób wierni, nie rozumiem, dlaczego nie mogliby prowadzić tak, jak np. Polacy podczas II wojny światowej jakichś tajnych kompletów. Wiem, że jawne sprzeciwienie się władzy nie wchodzi w rachubę, ale mimo wszystko nie potrafię uwierzyć, że na setkach planet za sprawą wybuchu supernowy wszelkie dostępne źródła wiedzy zostały utracone, niby jest słów kilka o pewnym miejscu, gdzie wiedza była przechowywana, ale... Coś musiało przetrwać, choćby takie książki. Dla mnie ten świat jest nielogiczny w podwalinach, ludzie, którzy żyją w koszmarnych warunkach z pewnością chcieliby poprawy swojego losu i potajemnie szukaliby rozwiązań, trudno mi też wierzyć, że cesarz o wszystkim się tak sprawnie dowiadywał, to przecież są setki planet, które są od siebie oddalone - rozumiem wysoką technologię, która na to pozwala, ale istnieje poczta pantoflowa, a jak widać po przykładzie pewnej planety z książki niektóre rzeczy można utrzymać w sekrecie... 

Wracając jednak do Chryzantemum, skojarzyło mi się z cesarstwem japońskim, w którym to chryzantema jest symbolem władzy. Ale w mojej świadomości bardziej eksponowanym podobieństwem był film Cesarzowa, w którym to chryzantemy przewijały się w całej historii. Podobnie jak w przypadku Cesarzowej w Diabolice mamy walkę o władzę, jednak nie jest ona na tak epicką skalę jak w hongkońską-chińskiej produkcji, jest to raczej skala mikro, w której intrygi dworskie nieszczególnie nas zaskoczą. W Diabolice jest wątek śmierci rodziny cesarskiej, jednak nie jest on mocno eksponowany, nie czujemy strachu o życie Tyrusa, czyli następny tronu. Brakowało mi w tej książce właśnie tego napięcia o życie, bo ani diabolika, czyli Nemezis, ani Tyrus specjalnie o to życie nie drżą. Tak, mają wątpliwości, tak nie są przekonani, co do swoich działań i pewne widmo śmierci się na nimi spowija, ale nie jest ono na tyle potężne, by wzbudzić w czytelniku niepokój. Ta sielanka sprawiała, że czytałam Diabolikę bez wątpliwości o los bohaterów.

W moim mniemaniu Nemezis była zbyt idealna, doskonale walczyła, miała piękne ciało, która mogła dowolnie modyfikować, świetnie się uczyła, była odważna i pewna siebie, cień na jej idealnym wizerunku stanowił brak uczyć, ale i on nie był na tyle potężny, żebym postrzegała go w diabolice jako defekt. Od początku Nemezis potrafiła czuć, jej miłość do Sydoni wylewała się wręcz z kart powieści. Fakt, Nemezis dla dobra swojej właścicielki zrobiłaby wszystko, łącznie z zabiciem jej bliskich, ale jednak nawet ta jedna więź z człowiekiem, sprawiała, że Nemezis nie była w moich oczach jedynie maszyną do zabijania. Za to pasowała na Marysię Zuzannę, była lepsza od Sydoni w tym i w tamtym, co było często przez Nemezis wskazywane, że Donia radziła sobie z czymś gorzej. Dla mnie nie przypominała maszyny do zabijania, ale wyhodowaną idealną modelkę...

Diabolika to zjadliwe powieścidło z pomniejszymi grami politycznymi. Całe szczęście, że nie czytałam przed poznaniem osobiście Diaboliki żadnych opinii, gdybym to zrobiła, podchodziłabym do niej już z wyśrubowanymi oczekiwaniami, a tak, całkiem cieszyłam się z lektury, która była dość ładnie opakowana w kosmiczny klimat, ale który niemal w ogóle nie był odczuwalny. Mimo że technologia otaczała bohaterów, to wydawało mi się, że czytam o sprawach, które mogłyby się dziać gdziekolwiek indziej i nie potrzebowałyby do tego elementów science fiction, świat Kincaid miał potencjał, ale w ogóle nie potrafiła go wykorzystać. Autorka nie odkrywa przed nami niczego nowego, walka o władzę, problemy społeczne, słodko-gorzki smak życia, te wszystkie motywy są doskonale nam znane z innych powieści, a nie zostały w jakiś sposób nowatorsko przedstawione, ot, daleka przyszłość, to odgrzewane kotlety... Cóż, Diabolika to takie Rywalki w kosmosie, z tym, że działo Kincaid jest z pewnością mniej lukrowane i bardziej wartościowe, bo mimo wszystko Diabolika miała dla mnie morał: nie powinnyśmy oceniać ludzi po pozorach i stereotypach. Jeśli szukacie odskoczni od typowych Young Adult, to jest to książka dla Was, jednak nie oczekujcie od niej cudów i nie szukajcie w niej perełki, bo niestety jej tam nie znajdziecie. 

Niech Book będzie z Wami, 
Matylda


Autor: S. J. Kincaid
Wydawnictwo Otwarte
Oprawa: Miękka
Rok wydania: 2017
Ilość stron: 400