Jest mi ogromnie miło, że jakoś trafiłeś na Leona. Jestem studentką kognitywistyki, pasjonatką książek i cappuccino. Może masz ochotę pozwiedzać Leona? Śmiało! Zapraszam! Z racji tego, że lubię zwiedzać blogosferę, proszę Cię o zostawienie linku do Twego zakątka internetu, o ile takowy posiadasz, w komentarzu :)

Rozczarowująca polska fantastyka


Kiedy zabierałam się do czytania Dwóch kart, byłam przeświadczona, że będzie to wspaniała przygoda z polską fantastyką na najwyższym poziomie - jakże było moje zdziwienie, gdy okazało się, że mam do czynienia z powieścią raczej słabą. 

Brune nie pamięta swojego imienia, nie wie, kim tak naprawdę jest, nie zna też reguł panującego świata, w której czerń i biel ze sobą konkurują, ale jedno nigdy nie może być ponad drugim - muszą żyć w równowadze, by świat śmiertelników nie uległ zniszczeniu... Brune musi odnaleźć się w tej rzeczywistości i odnaleźć swoją przeszłość, która nie będzie do niego łatwo wracać, ale jego umiejętności już jak najbardziej. 

Nie podobało mi się, że w historii tak naprawdę nic wielkiego się nie dzieje, lepiej wypadłaby jako zbiór opowiadań niż pełnoprawna powieść - co jakiś czas pojawiają się większe czy mniejsze popychacze akcji, ale nie ma głównego wątku, a przynajmniej ja nie mogłam go wywęszyć. Nie ma czegoś, co splatałoby fabułę - jest stracona pamięć przez Brune'a, ale nic poza tym, nic się wokół tego specjalnie nie dzieje. Nie ma wielkiego zakończenia. Nie ma zachęty do przeczytania kolejnej części - jest łagodne zaproszenie, ale z niego nie skorzystam. Akcja skacze z momentu do momentu, nie ma czegoś, co by nas trzymało z powieścią. Męczyłam powieść Hałas miesiąc - nie mogłam się wciągnąć do świata, nie polubiłam żadnego z bohaterów... To była opowieść ledwie delikatnie muskająca rozłam społeczeństwa, z nieśmiałością prezentująca świat przedstawiony - zawiły, ale niezgrabnie przedstawiony, na tyle, że nie poczułam w ogóle jego magii. Historia Brune'a z pewnością miała potencjał, ale został on zaprzepaszczony poprzez historię, którą nie była ze sobą specjalnie spójna - Brune jedynie co, to wpadam w tarapaty i wychodził z nich bez większego szwanku, ot, cała historia, ale czy miały one specjalnie sens dla dalszej opowieści? Niektóre tak, niektóre niekoniecznie.

Bohaterowie książki - chociaż było ich bez liku - nie skradli mojego serca, niektórzy z lepszym i gorszym skutkiem zostali nakreśleni, ale żaden nie dostał zbyt wiele czasu antenowego, by można było o nim powiedzieć jakieś przychylniejsze słowo. Jedynie chowaniec Brune'a mnie odrobinę zauroczył, ale na dłuższą metę ciągłe żarty o tym samym - jedzeniu - stawały się dość monotonne.

Niestety nie mogę ocenić tej powieści na plus - jedynym światełkiem w tunelu jest tu dla mnie styl autorki, która w bardzo zręczny sposób posługiwała się słowem. Pomysł na świat przedstawiony również mógłby mnie zauroczyć, ale było go na tyle mało, że nie czułam się w ogóle jego gościem. Myślałam, że czeka mnie wspaniała przygoda, jednak gorzko się pomyliłam.

Z bookiem, 
Matylda