Za słownikiem:
hejt
«obraźliwy lub agresywny komentarz zamieszczony w Internecie»
krytyka
1. «surowa lub negatywna ocena kogoś lub czegoś»
2. «analiza i ocena książki, filmu lub czyichś dokonań»
3. «tekst lub wypowiedź zawierające taką ocenę»
W zasadzie mogłabym na tym poprzestać, ale... Wiecie, że nie byłabym sobą, prawda?
Krew mnie zalewa
W ostatnich kilku dniach w blogosferze niemal codziennie wpadałam na komentarze, które adresaci brali za hejt... Miałam wówczas ochotę wyjść z siebie i stanąć obok, bo wszelkie te opinie były krytyką, o której swoją drogą, sama po cichu marzę. Nikt nie pisał Jesteś głupia jak but, Twoje teksty śmierdzą, Po co ty w ogóle czytasz te książki? Inteligencji od tego ci nie przybędzie. Null, nada - nie było tego. Może i ton wypowiedzi tych osób nie należał do najłagodniejszych, to nie można od razu brać ich za hejt. Krytyka nie musi brzmieć w następujący sposób Oj, przepraszam, masz błąd tu i tu, nie obraz się, że zawracam Ci tym głowę, ale w Twoim tekście piszesz, że autor... a tak naprawdę..., nie, może być to suchy tekst Popraw to i tamto. Krytyka może być ironiczna. Może być zabawna, uwaga: może czasem brzmieć dla adresata niemiło. Jeśli merytorycznie odnosi się do tekstu, to wciąż krytyka.
Tak się złożyło, że również ostatnio miałam spotkanie z tekstem Segritty. Nie jest on zły, ale konkluzja, w której pojawiło się stwierdzenie, że hejt to:
Komentarze wytykające błędy ortograficzne. Trochę mnie zatkało... Tak. Serio. Jeśli zależy ci, żeby ktoś poprawił błąd ortograficzny w swoim tekście, piszesz mu to na priw, on poprawia, dziękuje, ty mówisz, że nie ma za co i cel osiągnięty. Pisząc o błędzie w komentarzu – chcesz się pochwalić swoją wiedzą i ośmieszyć autora w oczach innych. Ergo, chcesz komuś zrobić przykrość. Nie rób tego.
Priv? A może na mejla? A może listem poleconym wysłać komentarz? Na privie... po pierwsze: komentarz może zniknąć w spamie, po drugie... Po co jest okienko dla komentarzy? No, po co? Tak szczerze się pytam. Bo rozumiem, że zawsze trzeba pisać Piękny bezbłędny tekst, zero potknięć językowych i w ogóle mega się czytało? Kiedy w poście roi się od baboli? Kto ma czas, by wysyłać do danej osoby wiadomość prywatną, kiedy np. pisze komentarz odnoszący się do całego tekstu, wchodzi w dyskusje - bo zazwyczaj właśnie tak jest, ale mimochodem wspomni o jakimś błędzie? Dla mnie wytykanie błędów to po pierwsze: oznaka, że ktoś przeczytał tekst, a po drugie, że chce nam pomóc. Pisałam kiedyś opowiadania i publikowałam je w blogosferze, świętem był dla mnie komentarz zawierający moje potknięcia - zdarzał się rzadko, ale dawał wielką radość, nawet większą niż wszelkie pochwały.
Nie głaskajmy się po główkach, nawet jeśli to wygodne
Blogerzy nauczyli się, że nie warto krytykować, że krytyka w jakiejkolwiek formie, nawet tej najmilszej, jest mało warta. Negatywne wyrażanie się o czymkolwiek od razu może kogoś zranić, albo sprawić, że stracimy czytelników. Cóż - zdarza się i tak. Nie twierdzę, że wszyscy podchodzą do swoich tekstów na luzie, ba! ja tak nigdy nie podchodzę, zawsze się boję, że coś pokręciłam, ale... po cichu wówczas liczę, że ktoś wyprowadzi mnie z błędu. Krytyka to nauka. Krytyka pozwala nam się rozwijać, bo najlepiej rozwijać się na własnych błędach. Apeluję: piszcie, jeśli coś Wam zgrzyta, jeśli wiecie, że autor popełnił merytoryczny błąd, że myli fantastykę z science-fiction, że nie traktuje sf jako podgrupy fantastyki, że pomylił daty, że zmienił narodowość autora, że wreszcie napisał coś, co nijak ma się do treści książki.
Naucz się przyjmować krytykę

Ostatnio modnym staje się skarżenie na blogu, na grupach fejsubukowych, na instastory (choćby robienie screena profili osób, które dają unfollow i pisanie DLACZEGO?). Szukanie obrońców w grupach znajomych/osób mających wspólne poglądy - moim zdaniem nie jest wskazane, bo czasem brakuje u nich rzeczowości np. Może nie powinnam tego pisać ale te komentarze zwlaszcza od pana Tomasza są cudowne xD W sensie cudownie żałosne, ale on to pisze z taką pasją, takim przekonaniem...A Ty się nie przejmuj, jesteś cudownaa. Gdzie tu meteorytyka? Dla mnie ten komentarz to przejaw zwykłego hejtu, w ogóle nie odnosi się do treści, jest tym, co miałby krytykować. Nawet nie jest prześmiewczy... A swoją drogą komentarz Pana Tomasza hejtem w ogóle nie był.
Nie dalej jak chyba tydzień temu pojawiła się mała drama pod postami (a zwłaszcza pod jednym) Kasi, tutaj sprawa ma się o wiele lepiej niż w wypadku Hasacza. Ale od początku: weszłam na jedną z fejsbukowych grup dla recenzentów, patrzę Miał ktoś kiedyś problem z hejterami? Jak sobie radzicie? W jednym z komentarzy podlinkowany tekst z hejterskimi atakami, wchodzę, by bronić koleżankę po fachu, czytam post a potem komentarze... I myślę, gdzie są hejterzy? Fakt: nielicznym komentarzom daleko było do miłego tonu, ale tu pojawia się problem - ten miły ton, oczywiście jest wskazany w komunikacji, ale... gdy jest go brak, to merytoryczne komentarze nie tracą na treści. Nie są hejtem. Nazwałabym krytykę (ale nie całą!), którą dostała Kasia, zwyczajnie... zgryźliwą, ironiczną. Na konstruktywnych opiniach ostatecznie się nie skończyło, bo co jak co, w komentarzach znajdziemy również idealny przykład hejtu: [...]To co piszesz jest po prostu głupie!!!. Ale jedne z pierwszych opinii są jak najbardziej najlepszym pokazem jak ma wyglądać konstruktywna krytyka, a Kasia jest przykładem, że nie trzeba nikogo nie obrażać. fakt: miejscami widać, że może trochę poniosły ją emocje, ale, mówiąc szczerze: nie dziwię się, bo, cóż, nagle zalała ją fala krytyki, merytorycznej krytyki, ale jednak fala, a negatywne komentarze w postaci wszelakiej rzadko zdarzają się na blogach. Ba! One niemal w ogóle nie mają na nich miejsca... nie jesteśmy do nich przyzwyczajeni - ale to nas nie usprawiedliwia, bo reakcja agresją nigdy nie jest wskazana. Kasia natomiast poprawiła błędy, napisała, że cytuję: Postaram się :) na krytyczny, ale dość w w łagodnym tonie komentarz zakończony: [...]Czytaj dużo i czytaj różne rzeczy - tylko na tym zyskasz. Może ten zysk nie będzie wyrażał się egzemplarzem ksiązki, która pewnie będzie dostępna tylko w bibliotece, ale będzie to zysk dla twojej wyobraźni i umysłu...
I, uwaga, nie twierdzę, że nie można odpowiadać na komentarze, że nie należy polemizować z krytyką, oczywiście: brońcie własnego zdania, ale... jeśli jesteście stuprocentowo pewni swoich racji, jeśli zastanowiliście się nad swoimi tekstami i jesteście przekonani o tym, że Wasi adwersarze się mylą. Nikt nie jest alfą i omegą - ani Ty, ani ja, ani komentujący, więc pozwól sobie pomóc, pozwól na to, by krytyka Ci pomogła.
Wszelkie docinki typu: Nie masz, co robić w czasie wolnym? Brakuje ci przecinka przed że. Lansujesz się? Zazdrościcie autorce? Czerwony krzyżyk - nie musisz czytać mojego bloga jak Ci się nie podoba. Nie są merytoryczne, nie bronią Waszych racji. Gorzej: pokazują, że Wasi oponenci mają słuszność w swoich ocenach. Czas wolny - powinniście się cieszyć, że ktoś chce go na Was poświęcić, że wskazał Wam braki w warsztacie recenzenckim, że zaprzeczacie w swoim tekście sami sobie. Nie podoba ci się, to po co czytasz? - logiczne, jak cholera, bym rzekła, jeśli nie przeczytam Twojego tekstu, to jak mogę go ocenić? Jak mogę się do niego odnieść? No, właśnie, nijak. Nie jestem profesjonalistą - i nikt od Was tego nie oczekuję, ale... wiecie, że Google istnieje? Czasem wrzucenie jakiejś frazy do niego wystarczy, by uniknąć błędów, by merytorycznie Wasz tekst był dobrze przygotowany. Lansujesz się - jeden z moich faworytów, jak ktoś ma się lansować na krytyce, skoro dany komentarz będzie żył raptem kilka godzin? Może kilka dni? Nie zakładajcie z góry, że ludzie krytykujący mają złe intencje, nawet jeśli brzmią zgryźliwie, moim zdaniem pomagają Wam w rozwoju. Również To tylko Twoja opinia/To moja opinia jako teksty mające ucinać wszelkie polemiki nie sprawdzają się, bo im bardziej powołujecie się jedynie na swoje odczucia, tym... gorzej. Pamiętajcie, nie chodzi mi o to, że książka nie może Wam się nie podoba, że nie możecie oceniać negatywnie, chodzi mi o stosowanie tych argumentów, kiedy odpowiadacie na komentarz, który nie odnosi się w ogóle do tego, jaki macie gust.
Na zakończenie
Apeluję: nie obrażajmy siebie na wzajem i nie obrażajmy się na siebie. Nie próbujmy głaskać się pięknymi słowami, które często są puste, są bez pokrycia - wskazujmy na błędy, pokazujmy potknięcia, jeśli wiemy coś lepiej: pomóżmy. Nie nazywajmy wszystkich negatywnych komentarzy hejtem, wreszcie: nie bądźmy wulgarni w stosunku nawet do najbardziej zgryźliwej krytyki, bo nie świadczy to o nas najlepiej... Zatrzymajcie się, przemyślcie negatywne komentarze, a potem wróćcie do nich na chłodno: albo odpowiedzcie, albo nie.
Podsumowuję to słowami Grzegorza Pacewicza o hejcie:
Słowo to samo w sobie – oznaczając nienawiść – w praktyce bywa używane do naznaczenia wszelkiej krytyki osób, instytucji, wydarzeń, procesów, zjawisk, praw itp., które są niewygodne. Choć pierwotnie miało odnosić się do krytyki nieuzasadnionej i opartej na stwierdzeniach niemerytorycznych i na ogół emocjonalnych, to w praktyce bywa odnoszone do wszelkiej krytyki – także tej popartej argumentacją, nieraz bardzo mocną i rozbudowaną. Wystarczy proste naznaczenie – „hejt” – i cała argumentacja przestaje mieć znaczenie. Słowa, które znaczą dużo, w praktyce nie znaczą nic. I tak wcześniej czy później będzie też z tym słowem.
Podsumowuję to słowami Grzegorza Pacewicza o hejcie:
Słowo to samo w sobie – oznaczając nienawiść – w praktyce bywa używane do naznaczenia wszelkiej krytyki osób, instytucji, wydarzeń, procesów, zjawisk, praw itp., które są niewygodne. Choć pierwotnie miało odnosić się do krytyki nieuzasadnionej i opartej na stwierdzeniach niemerytorycznych i na ogół emocjonalnych, to w praktyce bywa odnoszone do wszelkiej krytyki – także tej popartej argumentacją, nieraz bardzo mocną i rozbudowaną. Wystarczy proste naznaczenie – „hejt” – i cała argumentacja przestaje mieć znaczenie. Słowa, które znaczą dużo, w praktyce nie znaczą nic. I tak wcześniej czy później będzie też z tym słowem.
Wasza
Matylda