Taniec to moje małe guilty pleasure, uwielbiam oglądać filmy z nim w roli głównej, więc mam za sobą wszelkie Dirty dancingi, Step upy czy ostatnio przeze mnie obejrzany High Strung. W Londynie byłam na musicalu, ogólnie: tańczyć nie umiem, ale oglądanie tańca uwielbiam. Więc, gdy napisała do mnie autorka Uwertury, byłam szczerze zaintrygowana powieścią, bo jeszcze nigdy nie czytałam książki z tanecznym wątkiem. Czy podróż przez powieść Adrianny Rozbickiej była przyjemna? Czy mogę powiedzieć, że spełniła moje oczekiwania? Co z tańcem? Wypadł dobrze czy raczej niekoniecznie?
Alicja to dziewczyna z traumatyczną przeszłością, po śmierci jej brata opuścił ją ojciec, matka odwróciła się od córki w momencie, w którym najbardziej potrzebowała jej troski i miłości. Sensem życia Alicji stał się taniec, to mu poświęcała każde wolne godziny, aż wreszcie to on stał się jej pracą, jednak wypadek zakończył jej marzenia. Życie straciło dla dziewczyny cały sens, ale, Alicja nie poddała się. Nawet jej własne ciało nie może pogrzebać jej wieloletniego wysiłku: chce wystąpić w rewii. Ale czy będą ją tam chcieli? Czy jej talent będzie znaczył więcej niż papierek ze szkół tańca? Czy odnajdzie się wśród profesjonalnych artystek? Nie będzie miała łatwo, już pierwszego dnia na celownik bierze ją producentka rewii - Iza, która posunie się do wszystkiego, by osiągnąć sukces, a jej sukcesem jest sukces produkcji, nie widzi możliwości, by Alicja przyczyniła się do niego. Alicja to dla Izy problem, to szmaciana lalka w teatrzyku pełnym porcelanowych lalek - z niewyobrażalnym talentem, ale bez profesjonalnego przygotowania. Dziewczyna będzie musiała nie tylko pokonać wciąż odzywającą się starą kontuzję, ale również samą siebie, Izę, byłego chłopaka, matkę, która usilnie próbuje ustalić, co jest dobre dla córki, a co nie. Czar marzeń zawładnął życiem Alicji, czy będzie w stanie je zrealizować? Czy może odpuści? Czy podda się despotycznej Izie, a może matka ją wreszcie przekona, by się ustatkowała, a nie podążała za niemożliwymi do spełnienia mrzonkami...
Muszę przyznać, że oczekiwałam czegoś innego, ubzdurałam sobie, że Uwertura z pewnością będzie romansem - nie wiem, skąd tak błędne przeświadczenie. Może dlatego, że polskie autorki kojarzę głównie z ckliwych historii, które nie porywają? Które gonią sztampę za sztampą? W których bohaterki na widok pierwszego lepszego mężczyzny, od razu się zakochują? Może. To nieważne. Ważne jest moje miłe zaskoczenie, że wątek miłosny pojawił się, co prawda w Uwerturze, ale był tylko tłem dla tanecznego... dramatu? Obyczajówki? Trudno to jednoznacznie stwierdzić, bo powieść jest wielowątkowa, fakt: miłość jest solistką w Uwerturze, ale jedynie ta do tańca.
Autorka skupiła się na sferze obyczajowej, na tym by pokazać na czym polega produkcja tanecznego show, na kreowaniu Alicji. Bohaterka na początku była dla mnie zbyt idealna - pięknie tańczy, ma talent, zbyt niepowtarzalna - niezwykły kolor oczu, kręciła nosem, ale w miarę rozwoju akcji zaczęło do mnie docierać, że ta dziewczyna to kłębek nieszczęść, który oprócz własnej siły i właśnie tego talentu nie ma nic więcej. Zaczęłam doceniać jej upór, podziwiać jej starania, by wrócić do tańca. Zaczęłam jej wreszcie kibicować! Alicji nie można było nie lubić, to bohaterka, która łatwo się nie poddaje, która chociaż czasem płacze po nocach i miejscami użala się nad swym losem, to jednak: ma powody. To nie jest płacz, który wynika z niczego, autorka przysporzyła naszej bohaterce od groma problemów, a największym była Iza, która na każdym kroku próbowała udowodnić swoją wyższość nad całym światem i Alicją... Była to niestety... Scary Sue - przeciwieństwo Mery Sue, czyli postać tak złowieszcza, że gorszej nie ma, w Izie brakowało mi jedynie szaleńczego śmiechu do kompletu. Chociaż jej działania były usprawiedliwione egoistycznymi pobudkami, to moim zdaniem, zbyt dużo trupów pojawiło się na jej drodze do celu. Była aż za bardzo zła, żaden promyk nie rozjaśniał jej wizerunku - nie lubię takich za mocno zarysowanych antagonistów. Jak Iza zwracała się do Alicji, to niemal zawsze z niej drwiła, jak Iza wykorzystywała innych, to na całego - nie oszczędzała nikogo, nawet najbliższej rodziny. Ten promyk, ta jedna dobra cecha mogłaby uratować w moich oczach kreacje bohaterki, niestety była ona zbyt... zła. Zbyt jednoznaczna. Cóż - Iza jest jedyną zadrą w Uwerturze, właściwie jej jedynym mankamentem, który dostrzegłam podczas kartkowania powieści. Czytając, zastanawiałam się, czy felerem nie będą zbiegi okoliczności, których w powieści jest całkiem sporo, jednak zamykając debiut Rozbickiej i po rozmowie z koleżanką, stwierdziłam, że działają im plus, nie im minus. Dlaczego? Bo takie jest właśnie życie! Nie zrozumcie mnie źle, nie były to zbiegi okoliczności pokroju: spotkała go na ulicy, okazało się, że on też kocha jazz, razem zaczęli tańczyć, bo uwielbiają tego samego choreografa. Raz były subtelne, innym razem mniej, ale służyły kolejnym elementom fabuły, które w końcowych scenach ułożyły się w piękną całość.
Fabuła, którą starałam się opisać jak najlepiej mogłam, by nie spoilerować w drugim akapicie jest jednym z silniejszych elementów powieści: zaskakuje i trzyma w nieustannym napięciu, chciałam wiedzieć czy Alicji się uda, chciałam poznać jej losy i ludzi z nią związanych. Historia porusza wiele wątków: od wspierania najbliższych w każdej sytuacji, po alkoholizm, rodzicielską miłość, aż wreszcie po spełnianie marzeń, po dążenie do celu, po pasję i miłość. Jest to historia różnorodna. Taniec spaja wszystkie te wątki. Uwertura pokazuje życie tancerza: wzloty, upadki, trudy i... toksyczność. Taniec dla wielu postaci jest jak narkotyk, od którym łatwo się uzależnić, ale ciężko go odrzucić. Rozbicka najlepiej właśnie opisuje sceny tańca, miałam wrażenie, że go oglądam, nie o nim czytam, autorka nie sili się na ogromne opisy miejsc, idzie w emocje, gra na nich dzięki słowom, ale popisowe numery to wspomniane już taneczne sceny. Po tekście się płynie, nie ma zgrzytów np. w postaci sztucznych dialogów, bo takich tutaj nie uświadczycie, niemal każda z postaci mówi własnymi niemożliwymi do podrobienia głosami. Autorka nie skupia się w narracji na Alicji, dzieli ją na wielu bohaterów, dzięki temu mamy dość dobry ogląd na sytuacje.
Autorka poradziła sobie również z kreacjami postaci (oprócz wspomnianej Izy). Najbardziej polubiłam Muzyka, z którym z pewnością złapałabym wspólne fale, jednak nie odgrywał on aż tak istotnej roli w powieści, pojawiał się w ważnych momentach, by potem gdzieś się ulotnić. Bohaterowie, którzy dostali swoje pięć minut zazwyczaj byli przydatni do dalszej części historii, ciągnęli ją, nie pojawiali się bez powodu. Mati, przyjaciel, o którym wiele osób marzy - wysłucha i wesprze, zażartuje, gdy potrzeba, pomoże, jedna z najmilszych postaci w całej książce. Kaśka - nie polubiłam się z nią, jednak nie można ją uznać za antagonistkę, była raczej postacią dość irytującą. Aż wreszcie Pierre - bohater wielowarstwowy, jak cebula, genialny choreograf, który dostrzega talenty i potrafi poprowadzić ludzi do celu. Nie chce o żadnym bohaterze się rozpisywać, by przypadkiem nie ukraść Wam zabawy odkrywania ich celów, ale... nie są to bezwolne marionetki, to ludzie z krwi i kości, bowiem mają tajemnice, obrywają od losu, wreszcie: nie są bez skazy.
Recenzja historii Alicji nie jest łatwa do napisania, by nie zdradzić Wam istotnych szczegółów. Jednak muszę podzielić się z Wami pewną myślą: upór i pewna doza egoizmu w Ali sprawiły, że zamykając powieść, zastanawiałam się czy kiedyś nie stanie się tak rozgoryczonym człowiekiem, jakim była Iza, że krok mógłby ją dzielić od współdzielenia cech charakteru z producentką rewii... Debiut Rozbickiej jest wart uwagi, powiem więcej: jeśli lubicie powieści przepełnione potem ciężkich ćwiczeń, dążeniem do celu, emocjami, które wylewają się z każdej strony powieści, to chwyćcie po Uwerturę. Nie musicie dawać Rozbickiej taryfy ulgowej, traktować ją jako nieopierzoną debiutantkę, której mogło coś nie wyjść, Uwertura to powieść, którą przemierza się tanecznym krokiem... Wielki finał czeka, może się skusisz na taneczną przygodę?
Autor: Adrianna Rozbicka
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Oprawa: Miękka
Rok wydania: 2017
Ilość stron: 448
Niech Book będzie z Wami,
Matylda
fff |
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Autorce i wydawnictwu