Historia rodem z horroru, a która miała miejsce naprawdę! Kiedy usłyszałam o tym dokumencie, nie mogłam go nie obejrzeć…
Podziwiamy kobiety, które samotnie wychowują dzieci, zwłaszcza, jeśli owe dzieci są schorowane. Dee Dee Blancharde była właśnie jedną z tych samotnych matek, która dla swojej pokaranej przez los niewinnej córki zrobiłaby wszystko. Dee Dee nie mogła pochwalić się radosnym życiem, najpierw opuścił ją mąż, została sama z cierpiącą na poważne choroby Gypsy, a potem jej cały dobytek spustoszył huragan Katrina. Jak sobie z tym wszystkim poradziła?
Gypsy od urodzenia mierzyła się z nieuleczalnymi chorobami – dystrofią, białaczką, epilepsją, miała słaby słuch i wzrok, upośledzenie umysłowe, całe życie spędziła na wózku, a w nocy matka podłączała ją do respiratora. Dee Dee nie została zostawiona sama sobie, mogła liczyć na wsparcie od organizacji charytatywnych czy sąsiadów. Wszyscy podziwiali tę dzielnie walczącą o polepszenie losu swojego dziecka matkę, Gypsy przyjmowała dziesiątki leków, by jej stan się poprawił lub chociaż nie pogorszył… Jednak problem był zastępczy zespół Münchhausena, na który cierpiała Dee Dee. Gypsy nie potrzebowała wózka inwalidzkiego, nie odstawała od swoich rówieśników, przyczyną jej chorób była matka, która wmówiła sobie i córce choroby, na które ta wcale nie cierpiała…
Dee Dee była jak postać z horrorów – w nocy wstrzykiwała córce środki zwiotczające mięśnie, podawała leki, Gypsy miała nawet wkłucie centralne, które umożliwiało matce karmienie jej dojelitowo, kiedy ta sobie to wymarzyła. Dla każdego lekarza Dee Dee miała inna historię rodzinną – będąc u kardiologa, opowiadała o tym, że rodzinie pojawiały się bardzo często zawały. Kiedy grunt zaczął się pod nią uginać, a lekarz nie dawał wiary jej zapewnieniom, zmieniała szpital, zmieniała lekarza, zmieniała nawet miejsce zamieszkania. Dlaczego matka oszukiwała dziecko i otoczenie? Przez zespół Münchhausena – chciała otrzymać od społeczeństwa współczucie, sympatię i uwagę, a dziecko w pełni kontrolować.
Nie będę zdradzać Wam kolejnych szczegółów tego dramatycznego dokumentu, powiem jedno: jest to wstrząsająca i poruszająca historia, która niestety wydarzyła się naprawdę. Gypsy odsiaduje wyrok dziesięciu lat pozbawienia wolności za zabójstwo swojej matki – tak uwolniła się od zgotowanego więzienia. Czy to sprawiedliwe? Czy to dobry wymiar kary za lata zamknięcia w czterech ścianach w otoczeniu pluszowych misiów i lalek, kiedy jest się już pełnoletnią osobą? Czy to sprawiedliwe rozwiązanie, kiedy przez lata wierzyło się ukochanej matce, a ta kłamała? Gypsy została pozostawiona sama sobie – jej ojciec rzadko się z nią kontaktował, jedyne pocieszenie znalazła w internecie, w chłopaku, który pomógł jej pozbawić życia Dee Dee… Oceńcie sami, oglądając ten fascynujący dokument Erin Lee Carr.
Niech Book będzie z Wami,
Matylda