Jest mi ogromnie miło, że jakoś trafiłeś na Leona. Jestem studentką kognitywistyki, pasjonatką książek i cappuccino. Może masz ochotę pozwiedzać Leona? Śmiało! Zapraszam! Z racji tego, że lubię zwiedzać blogosferę, proszę Cię o zostawienie linku do Twego zakątka internetu, o ile takowy posiadasz, w komentarzu :)

#10 Pora na życie, czyli Matylda uczy się prawdomówności


Szczerze powiedziawszy, jestem zła na siebie, że skusiła mnie cena tej książki, może i nie wymagałam od niej wiele, ale z drugiej strony nie chciałam dostać tak słabego materiału do lektury. Powieść nie zrobiła na mnie kolosalnego wrażenia i nie powaliła mnie na kolana, była słaba. Przykryły ją wodorosty. Dołącza do gromadki mych czytelniczych bubli. 

No dobra, skłamałam. 

Pora na życie to z pozoru lekka historia o magicznej treści. Urocza okładka wręcz krzyczy, że w nasze ręce trafia powieść subtelna, babska, w której ciepła i radości nie może zabraknąć. Chociaż całkiem udany humor pojawia się na stronach książki Ceceli Ahern, to w moim mniemaniu autorka napisała powieść o smutku i zagubieniu. Jest to historia pobudzająca do refleksji nad własną codziennością, chociaż nie jest ona z pewnością wybitnym dziełem, ale równocześnie nie można jej odmówić uroku. To po prostu lekkie, kobiece czytadło, które podczas lektury daje do myślenia, ale suma summarum nie zostaje na dłużej. W książka pojawił się wątek urzekający moje czytelnicze serce. Cecelia Ahern stworzyła agencje, w której pracuje Życie Kat, Życie Boba, Życie Kogokolwiek. To nie duchy, nie anioły, ale ludzie z krwi i kości cierpiący, gdy ich "właściciel" nie radzi sobie z egzystencją.

Lucy Silchester nie może już dłużej ignorować wiadomości od swojego Życia, wreszcie wyrusza mu na spotkanie, jednak nie jest zupełnie przygotowana na to, co ją czeka. Nie spodziewa się ujrzeć zaniedbanego, siwiejącego faceta, z którego ust wydobywa się niezwykły dla zmysłu powonienia odorek. Lucy, jak na nią przystało, nie zamierza przyznawać się do jakiegokolwiek błędu, ba! ona nie umie już poradzić sobie bez kłamstwa, więc stając w oko w oko z własnym Życiem, przyszła trzydziestolatka, kłamie jak najęta. Ale nie oszukuje tylko wszystkich ludzi wokół, ona zwodzi również czytelników. Podobał mi się ten narracyjny smaczek, widzimy opowieść oczami Lucy (narrator pierwszoosobowy), która w pewnych momentach oznajmia nam nie z gruszki i pietruszki, że łże jak pies.

No dobra, skłamałam.
Kobieta już nie tylko oszukuje innych, ale również samą siebie, co można zauważyć od początku powieści. Lucy jest nieszczęśliwa i niezadowolona ze swojego życia, ona wegetuje, ale zupełnie nie jest tego świadoma. Gdy przed trzema laty straciła wielką miłość - Blake'a cały jej dotychczasowy świat runął jak domek z kart. Bohaterka kłamiąc w jednej kwestii, nie umiała powstrzymać lawiny wydarzeń, które na nią spadły, jedno oszustwo sprawiło, że wpadła w labirynt własnej fikcji. Nie może się wypłakać, zresztą Silchesterowie nie płaczą, ale gdyby jednak chciała, nie ma się do kogo zgłosić, bo przez narastający wstyd stała się niemal samotna, zresztą nikt nie zna prawdy o niej. Nikt nie zdaje sobie sprawę, w jakich okolicznościach opuściła starą pracę, nikt nie widział jej nowego mieszkania (zamiast pięknego apartamentu, ma klitkę, której mieści się ona i kanapa), a wynajmujący nie wie, że pewnego dnia przygarnęła kota. On nie chce kotów u siebie, więc Lucy ukrywa czworonoga — Pana Pana (który woli jednak jakieś damskie imiona). Kobieta zbudowała wokół siebie mur szczelnie ochraniający ją przed rodziną, przed przyjaciółmi i przed potencjalnymi kochankami. 

Ten wkurzający człowieczek to było moje Życie i tym razem jakoś wyjątkowo nie potrafiłam o nim myśleć.
Muszę Wam nadmienić, że początkowo decyzje Lucy mnie niewiarygodnie denerwowały, ale wraz z rozwojem wydarzeń i poznawaniem prawd o bohaterce, stwierdziłam, że to całkiem w porządku babka. Nawet się polubiłyśmy. Jeśli zaś chodzi o Życie, to od razu zapałałam do niego sympatią, okazał się opiekuńczym na swój sposób facetem, który nie szczędzi Lucy sarkazmu. Rozmowy kobiety z Życiem wprawiały mnie w dobry nastrój, potrafili sobie dogryźć, ale nigdy w złośliwościach nie zbliżyli się do niebezpiecznej granicy, w której mogłabym stwierdzić, że się poniżają.

Myślę, że to powieść, która idealnie sprawdzi się w letnie wieczory, czy jesienne popołudnia, jest naprawdę godną polecenia lekturą, która dostarczy odpowiednią dawkę rozrywki. Może na koniec robi się odrobinę za ckliwo, a akcja w książce nie biegnie na łeb na szyję, to mimo wszystko nie było źle. Ostatnie pięćdziesiąt stron troszeczkę wymęczyłam, ale biorąc pod uwagę dobrą zabawę, jaką miałam z książką, polecam ją. Pędźcie do Biedronek, może jeszcze można kupić ją za dziesięć złotych.


Niech Book będzie z Wami, 
szukająca swojego Życia Matylda




źródło: tu, tu, tu