Dziś NieRecenzja, miała być recenzja, ale wyszło na to, że potok moich myśli mnie położył na łopatki, co tylko świadczy o tym, jak podziałała na mnie ta książka! Jej autor - Leo Babauta jest tak jak my, blogerem, a jego posty śledzi milion czytelników, stworzył kilka poczytnych książek, żonaty, ojciec szóstki dzieci, jest weganinem.
Moja prokrastynacja czasem tak bardzo mnie przytłacza, że
popadam w marazm. Jestem okropnie leniwym i niezorganizowanym człowiekiem,
który wszystko odkłada na później, dodatkowo zawsze mnie coś rozprasza: a to
wiadomość na facebooku, a to email... Walczyłam z tym dzielnie w czasie trwania
poprzedniego roku akademickiego, wyszło mi to jedynie z małym skutkiem, ale
jednak, wpadło kilka czwórek, sama opracowałam zagadnienia na egzamin z
matematyki. Uznałam te osiągnięcia za sukces. Ale to i tak nic w porównaniu z
tym, co mogłabym robić, gdybym lepiej gospodarowała czasem. Dzięki „Zen to
Done. Proste sposoby na zwiększenie efektywności” wiem już, co robiłam źle i co
mogę zmienić, by być z siebie zadowolona i
spełnić swoje oczekiwania. Poradnik napisany jest niezwykle przystępnym
językiem, nie nużyła mnie lektura książki Leo Babauta, wręcz przeciwnie była
to dla mnie przyjemność, a ja nie słynę z czytania tego typu pozycji —
zazwyczaj rzucam je w kąt po kilku stronach. Tutaj nie miałam ochoty odstawić książki,
chociaż miejscami denerwowało mnie ciągłe powtarzanie pewnych kwestii, ale
potem się do tego przyzwyczaiłam i nie zwracałam uwagi.
Książka podzielona jest na siedemnaście rozdziałów z czego
ten ostatni poświęcony jest przydatnym do zmienienia nawyków przyrządom oraz
postom ze strony Leo, bo gość nie tylko napisał książkę o gospodarowaniu czasem,
ale również prowadzi na ten temat bloga. Powiem szczerze, że dawno nie byłam
tak zmotywowana, by zmienić rutynę. W "Zen to done" znajduje się system,
który albo można przejąć w całości, albo skorzystać z poszczególnych jego
zagadnień. Autor radzi, by nie robić wszystkiego od razu, ale stopniowo
wprowadzać jeden nawyk, potem kolejny i następny. Kiedyś w entuzjazmie
próbowałam przebudować cały tryb dnia, lecz w pewnym momencie to mnie
przetłoczyło, Leo również o tym napisał. To błąd, a ja popełniałam go już
kilkakrotnie. ZTD polega na kolekcjonowaniu informacji, przetwarzaniu,
planowaniu, działaniu, tworzeniu prostego, zaufanego systemu, organizowaniu,
przeglądaniu, upraszczaniu oraz rytuałach i odkrywaniu pasji. W książce
są osobne rozdziały poświęcone właśnie tym poszczególnym elementom Zen to done,
są one do siebie miejscami zbliżone, ale jednak każdy nawyk różni się znacznie
od reszty. Brzmi dość banalnie, ale ten sposób zwiększenia efektywności
naprawdę działa, przekonałam się o tym na własnym przykładzie. Dzięki systemowi
Najważniejszych Spraw byłam w stanie napisać na zapas około siedmiu postów, co
u mnie nigdy się nie zdarzało — zazwyczaj pisałam na bieżąco. Musiałam tylko
uwierzyć w to, że mogę zmienić nawyki, zdrowiej się odżywiam, częściej się
uśmiecham. Zone to done dało mi dobrą receptę na pozbycie się leniuchowania.