Macie ochotę na książkę o ratowaniu magicznego świata przez dzielnego herosa ubranego w kilkukilogramową zbroję i dzierżącego miecz? Na fantastykę, w której to magowie rzucają zaklęciami na prawo i lewo, i warzą w kociołkach czarnoksięskie/niebezpieczne substancje? Chcecie powieści o wojakach, u których odwaga jest dominującą cechą charakteru, a rozumu w niej nie uświadczycie? Jeśli na powyższe pytania odpowiedzieliście twierdząco, to Cuda i dziwy Mistrza Haxerlina z pewnością nie są pozycją dla Was.
Jednak jedyna magia, jaką opanował Haxerlin, była sztuka zamiany bezwartościowych świecidełek w monety.
Debiutancka książka Jacka Wróbla to zbiór dziewięciu opowiadań, w których humor i niecodzienny protagonista grają pierwsze skrzypce. Tytułowy bohater to poczciwy grubasek, wytrawny manipulator, ubierający się w kiczowate szaty z klepsydrą i księżycem oraz właściciel obwoźnego kramiku z „czarodziejskimi” artefaktami. Haxerlin uosabia wieśniacze wyobrażenie maga. Ruchami, ubiorem i słowami udaje mu się przekonać prosty lud do zakupów w Cudach i Dziwach, ale nie tylko biedota zaopatruje się w jego niecodzienne towary, również burmistrzowie i pomniejsi hrabiowie są łasi na potężne produkty z magicznego asortymentu. Obok bogatej oferty Mistrza Haxerlina zawierającej Łopaty Skarbów, rogi jednorożców i oryginalne imitacje Mieczy Posępnego Czerepu, zwykły człowiek po prostu nie można przejść obojętnie. Główny bohater bywa odpychający: to tchórz i kłamca, a do tego spryciarz, ale w głębi duszy, gdzieś po drugiej stronie rzeki egoizmu, czai się w nim człowiek gotowy przenosić góry, no, przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie… Gdyby bogowie obdarowali go chociaż śladową ilością zdolności magicznych, mógłby zostać najpotężniejszym czarodziejem w swym zakątku świata, a tak musi ciężko pracować na renomę oszukańczego handlarza. Myślę, że Haxerlin to postać, która mimo przywar budzi sympatię w czytelniku, wady nadrabia humorem i przebiegłością. Mistrz urzeka niespotykaną zdolnością pakowania się w kłopoty, nawet jak od nich ucieka do największej dziury w znanym sobie świecie, to i tak czeka go tam przygoda, z którą za nic w świecie nie chce się mierzyć. Kupiec nie jest w stanie poświecić się w imię większego dobra, ale potrafi wykorzystać wszystkie znane sobie sztuczki, by jakoś siebie i czasem innych z kłopotów wykaraskać. Lista problemów, którym pulchny handlarz musi sprostać jest całkiem spora, często przybierają one kształt zdradzieckich demonów, skrytobójców, starych znakomków ze studiów, tępych barbarzyńców, duchów, rozpieszczonych dzieciaków, rządnych zysków firm, ale najgorsi z całego spisu bywają niezadowoleni klienci, którzy potrafią długie lata nie zapominać o nieudanym zakupie i na dodatek, o zgrozo, z tego powodu się mścić… A felernych produktów, jak już zdążyłam wspomnieć, Mistrz na składzie ma sporo.
Haxerlin udawał, że nie słyszy, jak wieczorem chłopak popłakiwał w poduszkę, gdy rozwiały się jego nadzieję o szybkiej, brutalnej zemście.
Co z innymi postaciami? Jak prezentują się na tle Mistrza? Nad wyraz dobrze, jestem zachwycona Thuzem, Jonem i Rozgwiazdką, ten pierwszy skradł moje serce i nie mogę wybaczyć autorowi, że tak szybko zszedł ze sceny, mógłby pojawiać się we wszystkich opowiadaniach! Musiałabym wyjawić sekrety fabuły niektórych historii, by napisać dlaczego Thuz dołączył do grona moich prywatnych ulubieńców, ale nie chcę Wam psuć zabawy. Zdradzę tylko, że dialogi pomiędzy nim i kimkolwiek były groteskowe, a jednocześnie wprawiały mnie w dobry nastrój, sprawiając, że szczerzyłam się do czytnika, nie zwracając uwagi na ludzi dookoła. Mimo że autor mierzył się z krótkimi formami, które czasem, w moim mniemaniu, nie pozwalają danej postaci rozwinąć skrzydeł, w Cudach i Dziwach Mistrza Haxerlina nie doświadczyłam żadnych przejawów płytkości, do każdego odgrywającego większą rolę bohatera mogłabym dopisać po kilka cech.
Żeby zyskać drobną szansę na wyjście z tarapatów, musi wpakować się w jeszcze większe.
Opowiadania aż kipią od pomysłowości, która nie pozwala czytelnikowi oderwać się od książki, na domiar złego czyta się je w zastraszająco szybkim tempie, nim się człowiek obejrzy już po lekturze... Narrację niewątpliwie można uznać za plus opowieści: plastyczne, budujące nastrój i dające pole do manewrów wyobraźni opisy, no i dialogi, którym do sztuczności bardzo daleko. Każdą historię okraszały zabawne gagi i niecodzienne rozwiązania fabularne, niektóre opowieści bywały lepsze od innych, ale to już magia zbioru krótkich form, nie wszystko zawsze musi się podobać. Najbardziej w moje gusta trafiła opowieść o "Grocie Valdura", takiego obrotu spraw się nie spodziewałam! Epicka wyprawa, długie korytarze, legendarny władca i Haxerlin w swojej ulubionej roli: jak najlepiej udawać maga, by się nie wydało, że nim nie jestem i jeszcze przy tym nie zostać zabitym przez chordę czających się w cieniu potworów... Żyć nie umierać!
Ostatnie zdanie w książce podsyciło moją ciekawość, jestem ogromnie zainteresowana Życiem i czasami Mistrza Haxerlina, które mają pojawić się na wiosnę 2016, tak przynajmniej wisi na stronie wydawnictwa Genius Creations. Jak już zdążyliście pewnie zauważyć, polubiłam przygody baryłkowatego maga, więc będę czekać na ich kontynuację!
Polecam tę powieść wszystkim tym mającym dość wielkich, epickich potyczek, a chcącym miło spędzić czas z fantastyką, z pewnością nie pożałujecie sięgnięcia po Cuda i Dziwy. To po prostu dobra rozrywka, niewymagająca skupienia i niewiarygodnej ilości czasu. Gwarantuję, że będziecie się śmiać z przygód kupca w przebraniu maga, który próbuje jakoś wyżywić się z szemranego interesu, pakując się przy tym w tarapaty. Polecam ten debiut, bo jest wart uwagi, mam nadzieję, że o Panu Wróblu jeszcze usłyszę. Jeśli jednak kogoś moja recenzja nie przekonała do tego, że warto poświęcić czytelniczą uwagę Cudom i Dziwom Mistrza Haxerlina, albo chciałby na własnej skórze przekonać się o możliwościach bohatera, nie pozostaje mi nic innego niż odesłać Was do opowiadania Pana Wróbla na fantastyce.pl.
Ostatnie zdanie w książce podsyciło moją ciekawość, jestem ogromnie zainteresowana Życiem i czasami Mistrza Haxerlina, które mają pojawić się na wiosnę 2016, tak przynajmniej wisi na stronie wydawnictwa Genius Creations. Jak już zdążyliście pewnie zauważyć, polubiłam przygody baryłkowatego maga, więc będę czekać na ich kontynuację!
Polecam tę powieść wszystkim tym mającym dość wielkich, epickich potyczek, a chcącym miło spędzić czas z fantastyką, z pewnością nie pożałujecie sięgnięcia po Cuda i Dziwy. To po prostu dobra rozrywka, niewymagająca skupienia i niewiarygodnej ilości czasu. Gwarantuję, że będziecie się śmiać z przygód kupca w przebraniu maga, który próbuje jakoś wyżywić się z szemranego interesu, pakując się przy tym w tarapaty. Polecam ten debiut, bo jest wart uwagi, mam nadzieję, że o Panu Wróblu jeszcze usłyszę. Jeśli jednak kogoś moja recenzja nie przekonała do tego, że warto poświęcić czytelniczą uwagę Cudom i Dziwom Mistrza Haxerlina, albo chciałby na własnej skórze przekonać się o możliwościach bohatera, nie pozostaje mi nic innego niż odesłać Was do opowiadania Pana Wróbla na fantastyce.pl.
P.S. Muszę nadmienić o jednym małym mankamencie, który nie psuje radości z czytania, ale jest dobrą możliwością, by o czymś napisać... Korekta w książce spisała się naprawdę dobrze, błędów nie zauważyłam/nie zwróciłam na nie uwagi, ale... Pojawił się mój znielubiony bubel: "tą samą magię", tę, oczywiście. Dlaczego o tym mówię? Bo już mnie oczy bolą od patrzenia na "tą książkę", w mowie jest to już utarty błąd, którym można się posługiwać bez większych "kar", ale w piśmie, no, cóż, nie jest to wybaczalne potknięcie, odsyłam do słownika PWN. Recenzujemy książki, krytykujemy błędy w nich, ale chyba warto by było wiedzieć jak poprawnie się o nich pisze? Mamy więc: TĘ KSIĄŻKĘ.
Już jestem :) Szczerze Wam powiem, że ta blogowa przerwa dobrze mi zrobiła! Czuję się pełna energii i pomysłów! Zatęskniłam za studenckim życiem w stolicy Wielkopolski, pewnie jak tylko semestr się rozpocznie pożałuję tych słów...
Niech Book zawsze będzie z Wami,
Matylda.