Jest mi ogromnie miło, że jakoś trafiłeś na Leona. Jestem studentką kognitywistyki, pasjonatką książek i cappuccino. Może masz ochotę pozwiedzać Leona? Śmiało! Zapraszam! Z racji tego, że lubię zwiedzać blogosferę, proszę Cię o zostawienie linku do Twego zakątka internetu, o ile takowy posiadasz, w komentarzu :)

Straceńcy, czyli brudny kryminał




Nie obchodziło go, kim on jest. Czy był żonaty? Dzieciaty? Nie miał pojęcia. To tylko nazwisko. 

Ponura, mroczna atmosfera? Śmierć, która czyha na każdym kroku? Nieustanne budowanie napięcia? To musi być norweski kryminał! Straceńcy nie są tutaj wyjątkiem, od niemal pierwszych stron mierzymy się z brutalnością, która będzie nam towarzyszyć przez większą część powieści. Nie ma tutaj miejsca na pół środki, są mocne akcenty przesiąknięte krwią, trupami i tajemnicami. Ingar Johnsrud nie poszedł na łatwiznę, stworzył wielowątkową powieść, która trzyma w napięciu do samego końca, zrobił to z niebywałym rozmachem: pomieszał teorie spiskowe, szpiegów i morderstwa, zachowując przy tym klimat kryminału. Dodatkowo nie musicie się martwić o to, że nie czytaliście Naśladowców, pamiętajcie jednak, że jeśli sięgniecie od razu po drugą część, to mogą pojawić się spoilery dotyczące wydarzeń z wcześniejszych wątków. 

Poznajemy komisarza Fredrika Beiera, który jest na granicy załamania nerwowego, jeszcze krok, a pogrąży się w całkowitej niemocy - przeszłość nie daje mu o sobie zapomnieć, a on sam nie potrafi się z nią pogodzić... Stracił dziecko, rozwiódł się, ma za sobą nieudane śledztwo. Jest wrakiem człowieka. Próbuje stanąć na nogi, więc pogrąża się w wir pracy, kryminaliści przecież nie śpią, prawda? Kafa Iqbal, kobieta, z którą już jakiś czas temu współpracował, prowadzi śledztwo dotyczące śmierci tajemniczego mężczyzny. Beier odkrywa innego trupa. Problem jest jednak jeden: obaj denaci zostali zidentyfikowani tymi samymi danymi... O co chodzi? Co ma z tym wspólnego tajemnicze zdjęcie znalezione na miejscu zbrodni? Jedno jest pewne: łatwo nie będzie, dowody znikają, trupów jest coraz więcej, a Kafę i Beiera będzie gonił czas i ich własne słabości... 

Wspomniałam o wątku szpiegowskim, ale nie mamy tutaj do czynienia z Bondem ratującym świat z opresji, Fredrik Beier to jego zdecydowane przeciwieństwo, mężczyzna ma problemy osobiste, jest wycofany, próbuje podnieść się po załamaniu nerwowym i poprawić relacje w rodzinie, jego sytuacja do najłatwiejszych nie należy. Należy podkreślić, że chociaż sprawy osobiste komisarza odgrywały dość istotne znaczenie w powieści, to nie grały w Straceńcach pierwszych skrzypiec. Były miłym akcentem obyczajowym, który miejscami rozładowywał rwącą akcję. W książce dużo się dzieje - nie mogłam się od niej oderwać. Ingar dozuje historię, przeplata ze sobą teraźniejszość i przeszłość, zręcznie operując retrospekcjami, które dotyczą szerokiej gamy postaci i wątków. Jesteśmy krok przed funkcjonariuszami prawa, jednak nie mamy pojęcia dokąd te tropy mogą nas doprowadzić... Bohaterowie zostali pieczołowicie nakreśleni, ich psychologiczne motywacje są nam znane, a autor powoli odkrywa przed nami ich tajemnice. W powieści norweskiego pisarza nie ma osoby, która by czegoś nie skrywała, która nie miałaby jakiś problemów, która byłaby nieskazitelnie czysta - dzięki temu możemy się nawet z niektórymi postaciami utożsamić. Beier współpracuje ze swoim przyjacielem Adreasem i Kafą Iqbal, mającą muzułmańskie korzenie, które co jakiś czas bywają obiektem kpin Adreasa. Kafa to kobieta błyskotliwa i potrafiąca postawić na swoim, jest też osobą o wysokiej empatii, jej postać niezwykle mnie zaintrygowała, muzułmanka i policjantka w jednym? To naprawdę ciekawe połączenie. Wyzwolona kobieta, czyż nie? Ależ tak, Kafa wiedzą i zaangażowaniem w śledztwo dorównuje Beierowi, dzięki czemu nie mamy tutaj czysto męskiego kryminału, wątek pani policjant sprawia, że historia wydaje się o wiele bardziej ciekawa.

Fabuła? Skomplikowana i wielowątkowa. Szczerze mówiąc, spodziewałam się raczej jednostajnej akcji, która będzie trzymać czytelnika w napięciu, ale raczej nie porwie... Myliłam się. Johnsrud okazał się świetnym pisarzem, który wykorzystując historyczne zawiłości, stworzył coś naprawdę godnego kryminalnej uwagi. Autor nie bawi się w piękny język - prostota i krótkie rozdziały napędzają do czytania kolejnych stron, jednak nie można odmówić Norwegowi braku plastycznych opisów czy krwistych dialogów, co to, to nie, zwyczajnie w Straceńcach trudno szukać wyszukanego słownictwa, ale nie po to sięgałam po kryminał, prawda?

Ogólnie muszę przyznać, że bawiłam się przy tym kryminale świetnie - spełniał wszystkie moje wymagania, miał wciągającą fabułę, akcję, dobre merytoryczne przygotowanie i bohaterów, z krwi i kości, którzy nie przypominają Rambo na sterydach. W tej książce nie możecie być pewni życia bohaterów, nie możecie być pewni rozwiązań fabularnych, bo Johnsrud bawi się i wodzi czytelnika za nos. Polecam!    

Autor: Ingar Johnsrud
Wydawnictwo Otwarte
Rok wydania: 2017
Ilość stron: 504


Za książkę dziękuję wydawnictwu:
Dodaj napis


Niech Book będzie z Wami, 
Matylda