Jest mi ogromnie miło, że jakoś trafiłeś na Leona. Jestem studentką kognitywistyki, pasjonatką książek i cappuccino. Może masz ochotę pozwiedzać Leona? Śmiało! Zapraszam! Z racji tego, że lubię zwiedzać blogosferę, proszę Cię o zostawienie linku do Twego zakątka internetu, o ile takowy posiadasz, w komentarzu :)

Literofilmówki: Zakochani pisarze


Witajcie na nowym blogowym cyklu zwanym pieszczotliwie Literofilmówki. Porozmawiamy w nim o (co za zaskoczenie!) filmach, w których występują nasi ulubieńcy — twórcy książek. Czasem są to tytuły nagradzane Oskarami, a czasem kino tak wielkich lotów, że aż predysponujące do Złotych Malin. Pisarze są towarem cennym, zwłaszcza ci należący do światowej klasyki i będący powszechnie znani. Ich opowieści wciąż pobudzają psychikę czytelników, wciąż nurtują i zaciekawiają. Literaci są kastą fascynującą, mnie osobiście dręczy wiele pytań na ich temat… Skąd mieli te wszystkie pomysły? Jak wyglądało ich życie? Czy czerpali inspiracje z kart własnej historii, czy może pozwalali się nieść wyobraźni? Wątpię, by filmy umożliwiły mi znalezienie odpowiedzi, ale mogą być ciekawą rozrywką i odskocznią od książek. Są to produkcje uczłowieczające sławne postaci, które stały się już niemal legendami, a co niektórzy posiadają spore stadko pomników ku swojej czci. Pamiętamy jednak, że z pewnością nie byli tak przystojni, jak aktorzy i aktorki się w nich wcielający, ale…

Zaczniemy od czegoś lekkiego. 

Lubicie romanse? Ja za nimi średnio przepadam, ale od biedy i je czasem z chęcią oglądam, zwłaszcza gdy potrzebuję odstresowania od ciężkiego dnia, przedstawiam więc Wam z radością cztery filmy, których tytuły są tak bardzo od siebie różne, że niemal wcale. Wszystkie są kostiumowe i świetnie oddają realia swoich epok, i wszystkie traktują o trudnej pisarskiej miłości, jakby to ona miała posłużyć za inspirację/pogodzenie się ze sobą artystom.

# Zakochany Szekspir (1998), czyli worek z nagrodami

Film w reżyserii Johna Maddena zdobył aż siedem nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej, chociaż nie do końca rozumiem, dlaczego aż tyle ich się posypało. „Zakochany Szekspir” jest dobry, gra aktorska stoi w nim na najwyższym poziomie, a głównym atutem są świetnie odwzorowane realia (można niemal uwierzyć, że na ekranie przechadzają się jegomoście z czasów Elżbiety I — cudowne kostiumy i doskonałe kwestie wypowiadane przez sławy kina), ale nie powiedziałabym, że to wyszukany tytuł zasługujący na wszelakie laury. Mamy Williama Szekspira, w którego wciela się Joseph Fienns, cierpi on na wypalenie twórcze, a ma stworzyć sztukę, która pomoże mu wejść na salony dramatopisarzy ówczesnych czasów, nie potrafi jej napisać, uważa, że stracił talent… Jest błyskotliwy i ironiczny, gestykulacja Josepha nadaje tej postaci życia, Will jest energiczny i wciąż poszukuje natchnienia. W „Zakochanym Szekspirze” nie uraczymy zbyt wielu faktów historycznych, za to na bajkowość nie możemy narzekać, wątpię, by tak wyglądało tworzenie „Romea i Julii”, ale mimo wszystko po cichu wierzę, że tak właśnie było. Wierzę, że Szekspira zainspirowała jakaś Viola (Gwyneth Paltrow — Oskar), że to dzięki niej powstała najbardziej znana historia o miłości wprost z Werony.    


Lord Wessex: Mamy ślub za dwa tygodnie. Wolno ci okazać radość.                               Viola: Ależ ja cię nie kocham panie!
Lord Wessex: Skaczesz z tematu na temat!


# Zakochany Goethe (2010), czyli weltschmerz puka do mych drzwi


Tym razem filmowcy w wir miłosnych perypetii wrzucili Johana Wolfganga von Goethe, niestety nie wyszło im, to tak dobrze jak z angielskim pisarzem. Weltschmerz towarzyszył mi niemal przez cały seans, lubię „Cierpienie Młodego Weltera” i "Fausta", czytałam o jego autorze wiele i w mojej głowie nie zrodził się obraz wymuskanego, szarmanckiego dżentelmena, ale człowieka dręczonego rozterkami i nieszczęśliwego. Niestety film pretenduje raczej do opery mydlanej osadzonej w pięknej romantycznej scenerii, a przecież jego fabuła jako jedyna spośród zestawionych filmów oparta jest na faktach z życia pisarza. Potencjał nie został wykorzystany. Film to raczej ciepła opowieść o Johanie (Alexander Fehling)  i  Charlotcie (Miriam Stein), oczekiwałam czegoś mroczniejszego, bardziej eterycznego... Na kostiumy w produkcji nie można narzekać, ale już na historię myślę, że tak. Liczyłam na więcej, a dostałam lekki film na późne wieczory, zupełnie bezrefleksyjny. Wielka szkoda, bo tylko "Zakochany Goethe" w Literofilmówkach opowiada prawdziwą historię o inspiracji pisarza...

# Zakochany Molier (2007), czyli beznadziejny tragik 

Scenerią "Zakochany Molier" przypomina „Człowieka w masce” — peruki, blichtr i piękne pałace Francji, jednak nie jest historią o walecznych muszkieterach i złym królu, ale o perypetiach Moliera. Historia o początkach drogi słynnego dramaturga była miłą dla oka rozrywką. Zdziwiło mnie to, że w francuskiej produkcji Laurenta Tirarda potrafiłam się tak dobrze odnaleźć. Nie ukrywam, że zawsze śmieszyły mnie sztuki Moliera - czy zekranizowane, czy czytane, czy wystawiane w teatrze. Ten film to właśnie niemal jedno z jego dzieł przeniesione na ekran, niemal. Muszę  się przyznać, że miejscami humor niestety mnie nie bawił, niby widziałam subtelne oczko puszczane w moją stronę "To jest ten moment, gdy chichoczesz", to jednak większe było moje zdziwienie, niż rozbawienie. W kilku scenach udało mi się wychwycić odniesienia do słynnych komedii Jeana-Baptiste’y Poquelina, co było bardzo dobrym posunięciem, bo jak to film Moliera, bez jego słów? Bez jego dzieł? Obserwujemy, więc Francuza przy pracy - aktorskiej i pisarskiej.

Mamy przyjemność śledzić godzenie się Moliera z myślą, że tworzenie komedii wychodzi mu znakomicie, ale w tragedie, to nie jego bajka. Zakochuje się ze wzajemnością w żonie człowieka, który wyciągnął go z więzienia i któremu musi spłacić dług za swą wolność. Nic nie jest proste. Film jest komedią pomyłek, każdy bohater zna jakąś półprawdę, inny poznaje kłamstwo, w końcu nie wiadomo, kto o czym jest świadomy. Mimo wszystko polecam Wam tę produkcję, nie jest ona może wyszukanym kinem, które zmusi Was do rozprawiania o niej, ale na wieczór rozrywki nada się idealnie.

Jourdain do Moliera: Mówiąc bardziej z rozsądku niż z porywczości, jeśli moja sztuka nadaje się do ubikacji, to pańska nie zasługuje nawet na miano gówna.

# Zakochana Jane (2007), czyli rodzynka w zestawieniu

Co mogę powiedzieć o filmie Juliana Jarrolda? Naprawdę nie wiem. Szczerze mówiąc, nie tak wyobrażałam sobie autorkę "Rozważnej i romantycznej", fakt w moim mniemaniu była ona inteligentna i przebojowa, ale... Nie, aż tak. Mam wrażenie, że twórcy chcieli z niej zrobić drugiego Szekspira, w kąśliwych uwagach przychodził mi właśnie wykreowany przez Joseph Fiennsa pisarz. Może to dlatego, że te wszystkie filmy oglądałam w krótkich odstępach? Wielcy autorzy zostali niemal identycznie przedstawieni, a ich historię są do bólu podobne. Nie upiekło się nawet Austen. Mamy miłość (kto by odgadł po tytule?) i wydarzenia z jej życia (których mimo wszystko nie potwierdzono), sprawiające, że Jane jest w stanie zamiast pisać ckliwe historie dla ówczesnych kur domowych, wznieść się na wyżyny swojego kunsztu i stać się jedną ze sław angielskiej literatury. Nie mogę odebrać filmowi tego, że oglądało go się z przyjemnością - muzyka była cudownie dobrana, podobnie stroje i lokalizacje. Jednak nie przekonuje mnie ta historia, to jeden z przewidywalnych romansów... Niestety. 
Pani Austen: Ile razy tańczyłaś z tym panem, Jane?
Henry Austen: Dwa razy to przesada, ale trzy to temat na plotki.

Jesteście ciekawi miejsc, które fani Austen powinni odwiedzić? 



Niech Book będzie z Wami, 
zakochana Matylda