Dzisiaj oddaję w Wasze ręce recenzję książki z polecenia. Wspomniała mi o tej pozycji, gdy cierpiałam na chorobę zwaną nie-wiem-co-czytać, moja była (niestety) współlokatorka, a jest to „Marsjanin”. Miało być zabawnie, odrobinę nietuzinkowo i świeżo, muszę powiedzieć, że wszystko, co zostało zapowiedziane, pojawiło się w książce, jednak nie w takich ilościach, jakich oczekiwałam. Nie każdego zabawi dowcip Andy'ego Weira, ale jeśli chociaż uśmiechnęliście się na widok tego kota (tutaj - ale pamiętajcie, to nie jest wskaźnik czegokolweik...), to historia Watney'a należącego do projektu Ares 3, czyli rozbitka na Marsie, jest dla Was. XXI wieczny Robinson Crusoe na Czerwonej Planecie. Zdany tylko na swoją pomysłowość i siłę woli. Racjonuje pokarm. Ciągle sprawdza systemy w swej "bazie". Ma nikłą nadzieję, że uda mu się przeżyć. Mark to postać, której nie idzie nie lubić, jest rezolutny i szalenie odważny (szalenie to słowo klucz). Na całe szczęście, że to właśnie jego nieopacznie zostawiono na jałowej planecie (jego załoga myślała, że nie żyje), gdyby byłby to jakiś nerd nieobdarzony choćby ułamkiem poczucia humoru, wynudziłabym się na śmierć! Kąśliwe uwagi Watney'a i jego niegasnący mimo wszystko dobry nastrój, sprawiały, że nie ziewałam podczas lektury.
Jeśli wrócę na Ziemię, będę sławny, nie? Nieustraszony astronauta, który pokonał wszelkie przeciwności losu, prawda? Założę się, że to się spodoba kobietom. Większa motywacja, żeby przeżyć.
Książkę prowadzona jest w dwojaki sposób — Mars, na którym Watney pisze dziennik, zwracając się czasem bezpośrednio do (możliwych) przyszłych czytelników, i Ziemia, gdzie autor zastosował narracje trzecioosobową, by nakreślić działania NASA mające na celu pomóc Markowi, to urozmaicenie pozwala odpocząć od rozbitka. Myślę, że gdybyśmy dłużej czytali wynurzenia kosmonauty, historia stałaby się męcząca, chociaż muszę przyznać, że miejscami, niestety, taka właśnie była. Troszkę zbrzydło mi śledzenie kolejnych naprawach „mieszkania” astronauty i jego pomysłów, po prostu na stronach powieści pojawiały się dziesiątki razy i chociaż popychały do przodu akcję, to wydawały mi się do siebie podobne. Wszystkie sprowadzały się do tego, że Mark zazwyczaj kilkanaście akapitów w zapiskach poświęcał szczegółowemu opisowi sprzętu i jego zastosowaniu. Zwłaszcza wieczorem te fachowe terminy i kolejne posunięcia bohatera do mnie nie docierały i musiałam odkładać lekturę na później. Widać, że autor wyśmienicie przygotował się do tematu, bo jego słowa działały na wyobraźnie, ale gdzieniegdzie odnosiłam wrażenie, że chciał się po prostu pochwalić wiedzą, sprawiając, że mimo tego iż pisał o rzeczach trudnych w przystępny sposób, to zwyczajnie w świecie czytało się o tym topornie. Nachodziła mnie ochota na przerzucenie kilku kartek… Akcja rozkręca się, by zaraz raptownie zwolnić, jest to powieść parabola, miejscami czyta się ją z prędkością światła i chłonie każde słowo, a znowu w innej jej części idzie, jak po grudzie.
Nie mając pola magnetycznego, Mars nie ma żadnej ochrony przed promieniowaniem słonecznym. Jeśli byłbym na nie wystawiony, dostałbym takiego raka, że jeszcze ten rak miałby raka.
Jeśli chcielibyście znaleźć filozoficzne rozmyślenia Watney'a na łamach powieści, to niestety musicie srogo się rozczarować. Astronauta prawie wcale nie wspomina o uczuciach dotyczących przebywania na planecie, a jak już to robi, to zawsze z ironicznym wydźwiękiem. Bohaterowie drugoplanowi mi się mylili. Pojawiło się za dużo imion i nazwisk. W ostatecznym rozrachunku nie wiedziałam kto jest kim w NASA, może to dlatego, że ten wątek mimo wszystko został potraktowany odrobinę po macoszemu i sztampowo? Gdy odwiedzałam siedzibę Narodowej Agencji Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej, czy też statek Hermes (którym leciała wracająca na Ziemię załoga Aresa 3), widziałam jeden z tych dobrze znanych filmów o odpowiednio szalonych naukowcach, którzy nie mają czasu na życie osobiste i niczego niebojących się kowbojach w kosmicznych przestworzach. Brakowało mi lepiej rozbudowanych opisów miejsc, dominowały albo techniczne wstawki albo dialogi. Widać, że pisarz nie ma jeszcze na tyle rozbudowanego warsztatu, by być dobry na wszystkich płaszczyznach, ale mimo pewnych niedociągnięć, o których wspomniałam w poprzednim zdaniu, jego styl oceniam pozytywnie. Wykreował przecież świetną z krwi i kości postać Marka Watney'a!
Gdy czytałam "Marsjanina", pomyślałam, że to dobry scenariusz na jeden z kasowych hollywodzkich filmów, że należy tylko wypatrywać ekranizacji... Poszperałam kilka sekund, i jest, w kinach świata "Marsjanin" pojawi się trzydziestego września, u nas będzie w październiku, poniżej macie zwiastun, ale nie polecam się z nim zapoznawać przed przeczytaniem książki, są spojlery! Skoro Ridley Scott się zajmuje tym projektem - tak, ten od "Obcy - 8 pasażer Nostromo", może być dobre kino, ale zobaczymy...
Może napiszę opinię klienta. „Zabrałem go na powierzchnię Marsa i przestał działać. 0/10”.
Gdy czytałam "Marsjanina", pomyślałam, że to dobry scenariusz na jeden z kasowych hollywodzkich filmów, że należy tylko wypatrywać ekranizacji... Poszperałam kilka sekund, i jest, w kinach świata "Marsjanin" pojawi się trzydziestego września, u nas będzie w październiku, poniżej macie zwiastun, ale nie polecam się z nim zapoznawać przed przeczytaniem książki, są spojlery! Skoro Ridley Scott się zajmuje tym projektem - tak, ten od "Obcy - 8 pasażer Nostromo", może być dobre kino, ale zobaczymy...
Lista z piosenkami, które to zabrała ze sobą dowódca Watney'a komandor porucznik Lewis, a której to "umilały" czas Markowi.
Jak już jesteśmy w temacie astronautów i kosmosu, wiedzie, że NASA podobno odkryła (znowu) drugą Ziemię? Tu macie informację o tym. Żeby tradycji stało się zadość - tutaj znajdziecie stronę autora.
źródło: tu, tu, tu
Możecie się zastanawiać, co jeszcze robię w wolnym czasie. Dużo czasu siedzę na swojej leniwej dupie i oglądam telewizję. Ale wy też, więc nie osądzajcie.
Niech Book będzie z Wami,
przyszła astronautka Matylda
źródło: tu, tu, tu