Jest mi ogromnie miło, że jakoś trafiłeś na Leona. Jestem studentką kognitywistyki, pasjonatką książek i cappuccino. Może masz ochotę pozwiedzać Leona? Śmiało! Zapraszam! Z racji tego, że lubię zwiedzać blogosferę, proszę Cię o zostawienie linku do Twego zakątka internetu, o ile takowy posiadasz, w komentarzu :)

Komornik, czyli czytanie w bólach


Zawiodłam się. Zwyczajnie z powieścią Gołkowskiego nie było mi po drodze, ani świat przedstawiony mnie nie urzekł, ani styl, ani główny bohater, ani fabuła. Męczyłam tę powieść miesiąc! Aż wreszcie ostatkami sił dotarłam do jej końca i właściwie... On nic w moim odbiorze powieści nie zmienił. Niczego nie zamknął, wręcz jest swoistym Panie, teraz to będziesz musiał kupić moją następną książkę, huhuhu! Ale wiecie co? Ja przygodę z powieściami Gołkowskiego kończę, było to moje pierwsze z nim spotkanie, ale wypadło bardzo, bardzo słabo.

Apokalipsę spartaczono, Ziemia przestała się obracać, nie ma wiatru, nie ma niemal wody, świat zamienia się w jałową pustynie, a kolejne pokolenie ludzi już nigdy nie zagości na Ziemi. Wesoła gromada aniołów postanowiła wcielić w swoje szeregi niektórych ocalałych (nie wiem czym się kierują przy wyborze), uczynić z nich komorników mających ścigać dłużników - osoby, którym niespieszno na tamtej świat, a które radośnie grzeszą, bo skrzydlate bestie średnio radzą sobie ze ściąganiem należności. Ten wątek sam w sobie budzi moje wątpliwości, był tak średnio umotywowany, ludzi było o wiele więcej niż zakładał plan Apokalipsy i anioły nie poradziły sobie ze ściganiem grzeszników, chociaż posiadały cały zastęp potworów, które mogłaby przecież do skutku siekać wszystkich jak leci. Że niby to wszystko ma się dziać osobiście - tak, dobrze rozumiecie, Apokalipsa w wydaniu Gołkowskiego puka do drzwi każdego bez wyjątku. Całkiem w porządku pomysł, ale zauważcie, że ci ludzie nie mieli żadnych realnych szans na życie, więc i tak w końcu by umarli, cóż, jeszcze ten wątek zrozumiem, ale wielu odpowiedzi na coraz bardziej piętrzące się pytania nie dostałam. Świat obserwujemy oczami jednego z Komorników, muszę przyznać, że pisząc te recenzje, nie pamiętałam imienia tego bohatera, świadczy to tylko o tym, jak słabą był postacią. O, nazywał się Ezekiel Siódmy. Nie rozumiałam jego decyzji. Nie rozumiałam, czemu podpisując jakiś dokument, nie czytał jego treści. Wreszcie nie rozumiałam, po co on się znalazł w tym świecie. On tylko krążył z miejsca na miejsce, był takim polującym na ludzi rambo. Taki bohater nikt - nie można napisać jaki był (oprócz tego, że fragmentami dość ostro irytujący), zresztą ten zarzut tyczy się większości postaci w powieści, mogę o tych bohaterach napisać jedno - chcą żyć... Komornik przypominał mi grę, w której główną postacią mamy wykonywać questy, ale wiecie, co? One wszystkie są poboczne. Gołkowski jedynie kończy zlecenia, jakie ma do wykonania jego główny bohater, wszystko inne wisi w powietrzu, wszystko inne budzi wątpliwości. A Komornik lata sobie po jałowej ziemi, wszędzie jest to samo, wszędzie ktoś/coś go atakuje, o ile pierwsze zlecenie było ciekawe to im dalej w las, tym to wszystko już było. 

Toporny język i drętwe dialogi chyba wyciągnięte wprost z ust bohaterów jednego z tych paradokumentalnych seriali, emocje takie jak w Trudnych sprawach... Tak szczerze mówiąc to oprócz okładki i ilustracji to w tej książce nic mi się nie podobało. Nic. Irytowało mnie to, że Gołkowski raz stwierdza, że zrobi z powieści komedię, a innym razem w podobnych sytuacjach wszystko czynił zupełnie poważnym. Nie liczyłam na powieść, która mnie oczaruje, ale miałam jakieś nadzieje, że chociaż będzie potrafiła mnie wciągnąć, że szybko będzie się przez nią brnęło, cóż, próżne me nadzieje jak widać. Na uwagę zasługuje jedynie kreacja świata, w którym ludzie musieli wrócić do zwyczajów przodków - bez technologii, wszystko koszerne, Ziemia po Apokalipsie przypomina odrobinę Starożytny Rzym. Sami wybierzecie czy chcecie sięgnąć po tej tytuł, mnie niestety on nie sprawił przyjemności, ale może po prostu to nie moje klimaty.

Niech Book będzie z Wami, 
Matylda