Jest mi ogromnie miło, że jakoś trafiłeś na Leona. Jestem studentką kognitywistyki, pasjonatką książek i cappuccino. Może masz ochotę pozwiedzać Leona? Śmiało! Zapraszam! Z racji tego, że lubię zwiedzać blogosferę, proszę Cię o zostawienie linku do Twego zakątka internetu, o ile takowy posiadasz, w komentarzu :)

Kiedyś Panie to ludzie czytali książki, a teraz nie ma komu...

Wiecie, co? Ja wymiękam. Ja tracę wiarę w czytelników. 


Głośno zrobiło się o wycinku z Gazety Wyborczej, z artykułu traktującego o nowej reformie edukacji dotyczącej stricte kanonu lektur, o tym, że uczniowie będą musieli przeczytać w roku szkolnym siedem książek. Podniesiono larum: Ale jakże to się skarżyć?, Ja w tym wieku to czytałem siedem książek tygodniowo, W naszych czasach to było inaczej, i pomagało się rodzicom, czasem pracowało, ale książki się czytało! Bez problemu, Męczarnia, hahah!, My tak nie płakaliśmy, może dlatego że nie było portali społecznościowych?, Rośnie nowe pokolenie analfabetów... Ludzie, którzy nie raczyli nawet przeczytać artykułu, osądzali uczniów. To chyba już o czymś świadczy, prawda? 


Ogólnie cały ten hurr-durr skomentowałabym tak: 
Dodaj napis
Dla wszystkich tych, którzy nie czytali wspomnianego tekstu, śpieszę na ratunek, ten krótki wycinek wyjaśni obawy przed czytaniem siedmiu książek! 


Liczba lektur jest przytłaczająca. Wychodzi na to, że w każdym roku licealista będzie miał do przeczytania sześć-siedem książek, a do tego dużo poezji, fragmentów obszernych tekstów. W większości to lektury z epok odległych, dla młodzieży trudne. Nie wolno ich na szybko przeczytać, bo wymagają czasu na analizę.


TADAM. 
[...]przedstawiony projekt dotyczy podstawy programowej dla elitarnych liceów, liceów mniej elitarnych, techników i szkół branżowych (dotychczas – zawodowych). Poza poziomem rozszerzonym, dla kandydatów na studia humanistyczne, obejmuje on wszystkich: od przyszłego lekarza czy inżyniera, przez mechanika samochodowego i kuchmistrza, po spawacza. Zgodnie z tą podstawą programową oni wszyscy mieliby stanowić elitę.

Czy muszę coś dodawać? No, dobra, nie byłabym sobą, jakbym czegoś nie dodała. Powtórzę się trochę, ale myślę, że po prostu warto, może niektórym to otworzy oczy? 

Dla elitarnych czytelników kulturą wysoką jest to tylko książka. Tylko ona swoim oświeconym blaskiem może ugasić pragnienia żądnego wiedzy umysłu. Tylko ona rozwija, ona jest najjaśniejszą gwiazdą, w której świetle można się chełpić ilością przeczytanych powieści w rok. Wiecie, co? Niektóre książki mają poziom seriali typu Dlaczego ja. Wiem, ciężko w to uwierzyć, ale niestety to gorzka prawda. Poza tym istnieją np. filmy, jest teatr, jest muzyka - wszystko to może również pogłębić empatię, rozwinąć człowieka... Wyśmiewanie się kogoś czytającego jedną książkę rocznie albo wcale, do niczego dobrego nie prowadzi - jeśli gloryfikowanie książek nie przejdzie do lamusa, to nie wróżę dobrze polskiemu czytelnictwu, bo w głowie przeciętnego ucznia, gdy zobaczy książkę, będzie świecić lampka powaga, zero zabawy, wysiłek umysłowy, a nie rozrywka. Książka powinna bawić, nie uczyć, a jak chcemy, żeby uczyła weźmy podręcznik, weźmy dzieło uznanego naukowca, a nie Pięćdziesiąt twarzy Greya. Przelećcie myślami przez swoje ostatnie lektury, czy któraś była klasyką? Czy któraś traktowała o fizyce kwantowej? Czy któraś należała do filozoficznego kanonu? Czy czytaliście Platona? Czy macie w swoim czytelniczym dorobku książki laureatów Nagrody Nobla (Polacy się nie liczą)? Nie jest to ważne, co czytacie, czytajcie, co chcecie, bzdurki, głupiutkie książki, to nic złego, nic złego póki nie stawiacie takich książek wyżej np. od hmm... powiedzmy filmowych reportaży, bo one niosą więcej wiedzy od takiego Greya, prawda? Czytanie Greya nie rozwija, ale może być dla niektórych świetną zabawą. Nie kwestionuję czytelniczych wyborów, kwestionuję zachowania. To, że ktoś przeczyta jakąś książkę, nie czyni go od razu lepszym i mądrzejszym człowiekiem.

Ludzie, którzy krzyczą ZA NASZYCH CZASÓW... Cóż, my nie żyjemy w Waszych czasach. Nie żyjemy w latach osiemdziesiątych czy dziewięćdziesiątych - mamy dostęp do sieci, jesteśmy innym pokoleniem, jesteśmy Y. albo Zetami. Nasz czas często zajmuje telewizja, internet, portale społecznościowe, tak, zabierają nam czas, tak, nie czytamy książek przez to. Mamy inną wizję świata. Wiecie, że pokolenie Zet jest nastawione na bodźce wzrokowe? Że to pokolenie obrazów? Młodzi ludzie mają inne zajęcia, niż młodzi ludzie żyjący chociaż piętnaście lat temu. Na fejsbukach to siedzą, youtuby oglądają, a czytać nie ma komu! Wiecie, że nie każdy znajduje relaks w książkach? Wiecie, że niektórzy nie chcą robić pożytecznych rzeczy, wiecie, że... to ich wybór?

Wracając do lektur...

Ludzie, czytacie zazwyczaj dla rozrywki, prawda? Dla przyjemności? Nie analizujecie lektury, nie znajdujecie w niej motywów z innych powieści, nie bawicie się w charakterystyki bohaterów, nikt nie robi Wam sprawdzianów z lektury, nikt nie omawia z Wami tych książek... Najważniejsze: nie jesteście oceniani z czytania! Pomiędzy lekturami, a książkami dla przyjemności nie można stawiać znaku równości, zwłaszcza, że uczniowie zazwyczaj mają dość napięte grafiki. Plus: nie mierzcie ludzi własną miarą, to, że Wy czytaliście lektury i jeszcze uczyliście się na sprawdziany z tego i tamtego, i owego nie znaczy, że wszyscy są do tego zdolni. Cóż, może jakby w szkole odbywały się tylko i wyłącznie lekcje polskiego, wówczas liczba powieści do przeczytania, wydawałaby się właściwie niczym, ale... Niektórzy mają codziennie po osiem godzin zajęć, inni na domiar złego dojeżdżają do placówek, więc często są w domu o szesnastej, doliczmy zajęcia dodatkowe, czy naprawdę przeczytanie grubej, napisanej ciężkim językiem książki, to nie jest żadnej wysiłek?

Podsumowanie
Nie wiem czy istnieje jakieś remedium na poziom polskiego czytelnictwa, nie wiem czy istnieje remedium na polskie szkoły, ale wiem, że jeśli się z czegoś śmiejecie, jeśli coś krytykujecie, przeczytajcie dany artykuł, a potem krzyczcie, a może nawet wówczas, nie? Ja wiem, że chcielibyśmy, by każdy czytał, by każdy cieszył się tak jak my z lektury, ale... śmiejąc się z innych, nie osiągniemy wymarzonej czytelniczej arkadii. Czytanie stało się swoistym biletem do bycia mądrym i w ogóle inteligentnym, kiedyś może stanowiło coś naprawdę niezwykłego, ale teraz? Kiedy rynek zalewa literacki chłam i grafomania? Cóż, wątpię. Czytanie ma być przyjemnością. Wiem, że szkoła nie należy do przyjemności, wiem, że szkoła ma uczyć nie bawić, ale w szkole nie ma tylko języka polskiego. Lektury nie muszą być łatwe i przyjemne, nie muszą być zabawne, nie muszą być krótkie, ale powinny zmuszać do wysiłku intelektualnego. Nie powinno ich się przerabiać po macoszemu. Powinny być czytane. Ale... Czy są najważniejsze? Czy to one mają być dla młodych ludzi drogowskazem, który ma pokazywać drogę ku myśleniu Książki są fajne? Wątpię. Uważam, że młodym ludziom potrzeba wyposażonej w nowości biblioteki, potrzeba nauczycieli, którzy będą podsuwać uczniom do czytania ciekawe i relaksujące książki, potrzeba dobrej marketingowej akcji, która otworzy młodym oczy na to, że nie muszą patrzeć w smartphone'a, by się uśmiechnąć, mogą zajrzeć do książki i też dobrze się poczuć.

Niech Book będzie z Wami, 
Matylda