Jest mi ogromnie miło, że jakoś trafiłeś na Leona. Jestem studentką kognitywistyki, pasjonatką książek i cappuccino. Może masz ochotę pozwiedzać Leona? Śmiało! Zapraszam! Z racji tego, że lubię zwiedzać blogosferę, proszę Cię o zostawienie linku do Twego zakątka internetu, o ile takowy posiadasz, w komentarzu :)

Urodzeni, by przegrać, czyli jakie to było złe...


Diana – ukrywa tajemnicę, która nie pozwala jej żyć normalnie. Pięć lat temu przez jej nieuwagę wydarzyła się tragedia. Odtrącona przez rodziców wyjechała na studia do innego miasta, nie potrafi jednak zapomnieć o przeszłości. Kiedyś najbardziej pragnęła przebaczenia. Teraz nie pragnie już niczego.


Karol – z wyglądu niegrzeczny chłopiec, wychowany „na złej ulicy”, student ekonomii i bokser. Kiedyś, w innym życiu, Diana i Karol spotykali się. Nie traktowali tego poważnie, ale to, co ich rozdzieliło, było śmiertelnie poważne. Pięć lat później wpadają na siebie na studenckiej imprezie. Przypadek? Żadne z nich nie wierzy w przypadki. Szybko okazuje się, że stają się dla siebie bardzo ważni. Czy razem uda im się zbudować wspólną przyszłość? Bez względu na wszystko…[opis z lubimyczytać]


Gdy już udało mi się podejść do romansu bez żadnych uprzedzeń, bez napompowanego balonika oczekiwań, spotkało mnie gorzkie rozczarowanie. Wszystko, co zawierali Urodzeni, by przegrać mogłabym określić mianem: sztampa. Sztuczni bohaterowie, ona - Diana - idealna pod niemal każdym względem: mądra, inteligentna, piękna i z tajemną tajemnicą, on piękny i każda, powtarzam KAŻDA kobieta z marszu się do niego ślini (zostało to kilkakrotnie podkreślone w książce, jaki to Karol nie jest przystojny, jakie z niego to umięśnione ciacho...) plus jego nieciekawa przeszłość, której można domyślić się niemal od pierwszych stron, ponadto uganiał się kiedyś za spódniczkami, ale Diana zawsze była dla niego istotna i nigdy o niej nie zapomniał. Gdyby oni mieli jeszcze jakiekolwiek charaktery, jakieś głębsze uczucia, gdyby zostali jakoś szczególniej zarysowani, nie, no, bo po co? Dostajemy dwa kartony o uroku wałka do mięsa, które lubują się w sobie, bo tak, bo inaczej być nie może, ona niby się waha, ale to nic, zaraz jej przechodzi, bo on taki dobry, taki miły... Zgrzytom zębów nie było końca! 

Wydarzeń w tej powieści jest tyle, co kot na płakał. A w wyścigu o najbardziej mdły i cukierkowy początek Urodzeni, by przegrać zostawia konkurencję daleko w tyle. Na koniec zostałam uraczona zalążkiem jakieś akcji... Niby zaczyna się szczególnego dziać, ale te wszystkie zawirowania fabularne są na tyle niepoważnie przedstawione, że miałam ochotę rozstać się raz na zawsze z tą powieścią. No i to zakończenie! Z czym do ludzi! Niby miało być słodko-gorzkie, a wyszła jakaś telenowela. O, to jest bardzo dobre słowo do określenia Urodzonych, by przegrać, zwłaszcza, że przez większą część powieści dostajemy same dialogi, należy tutaj nadmienić, że niezwykle bezsensowne (bo ileż to można rozmawiać o imprezach, psach, studiowaniu etc.) raz po raz przerywane jakimiś mniejszymi czy większymi didaskaliami. Gdybym chciała tylko je czytać, to bym sobie jakiś dramat kupiła, a czekajcie... tragedię już dostałam. Wiecie co się stanie jeśli podrzucicie piłkę? Spadnie. Oczywiste, prawda? Tak samo jak większość nagłych zwrotów akcji w tej powieści. Ogólnie miało być wielu momentach smutno i miałam przez tę książkę dostać emocjonalnego kopa, ale przez drętwość narracji nie mogłam wczuć się w wydarzenia, Bohaterowie (bo to oni na zmianę prowadzili narrację) w ogóle nie różnili się sposobem wysławiania, gdyby nie odmienne końcówki osobowe nie zorientowałabym się, że właśnie nastąpiła jakakolwiek zmiana perspektywy! Postacie drugoplanowe też nie grzeszą charakterami, dostajemy głupiutkiego studenta socjologii Haribo, który występuje chyba tylko po to, by rzucać nieśmiesznymi uwagami i szukać okazji do zdobycia dziewczyny. Jest też Marta przyjaciółka Diany, która jest najbardziej papierową postacią ze wszystkich, jest bo jest, po co drążyć temat, nie wiemy o niej niemal nic, tylko to, że uczy się do matury i miała niedawno dość mocno traumatyczne przeżycia, jednak zostało to tak bezpłciowo przedstawione, że w ogóle mną nie zatrząsnęło, a ilość zła, które ją spotkała jest dość spora... Statysta. Tło. Papier.    

Mogliście zauważyć w moich poprzednich recenzjach, że nie cytuję opisów wydawców, próbuję za to przybliżyć Wam fabułę za pomocą własnych słów, tutaj jednak pokusiłam się o opis fabuły zapożyczony ze strony lubimyczytać, dlaczego? Aby oszczędzić Wam czytania tej powieści, tam jest niemal wszystko zawarte! No, może bez ostatnich stu stron, ale więcej się tam nie dzieje... Dochodzi do dramatycznych zdarzeń, ale book mi świadkiem, są tak absurdalne, że nie należy ich wspominać. Plus: na końcu miałam wrażenie, ze Karol to jeden wielki buc, któremu ktoś powinien coś przetrącić, bo co jak co, ale jego zachowanie do najmądrzejszych nie należało. 

Werdykt? Owszem, da się przeczytać, ale można najspokojniej w świecie sobie odpuścić, istnieją lepsze romanse, które podobnie jak ten czyta się łatwo i bezboleśnie, ale czy to czyni tę lekturę naprawdę wartą czasu? Wątpię. 

Urodzeni, by przegrać Iga Wiśniewska
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
data wydania: 12 września 2016
ISBN: 9788365521002
liczba stron: 300

Book z Wami, 
Matylda