Jest mi ogromnie miło, że jakoś trafiłeś na Leona. Jestem studentką kognitywistyki, pasjonatką książek i cappuccino. Może masz ochotę pozwiedzać Leona? Śmiało! Zapraszam! Z racji tego, że lubię zwiedzać blogosferę, proszę Cię o zostawienie linku do Twego zakątka internetu, o ile takowy posiadasz, w komentarzu :)

Chłopiec i bestia, czyli Bakemono no ko


Bakemono no ko to animacja, która z całą pewnością spodoba się fanom Studia Ghibli, mnie ona urzekła i sprawiła, że na dwie godziny przeniosłam się do świata, który potrafił rozbawić, wzruszyć i przysporzyć zmartwień. Jest to produkcja śmiało mogąca konkurować ze Spirited Away: W krainie bogów czy Mój sąsiad Totoro, dlaczego wspominam o tych dwóch dziełach Hayao Miyazakiego? Bo tak samo jak w Chłopcu i Bestii bohater poznaje inny świat - bliski, a zarazem zupełnie inny i wręcz niezrozumiały. Mamoru Hosoda, czyli twórca filmu, wpisał się na listę moich ulubionych artystów już przy okazji Dziewczyny skaczącej przez czas i Wilczych dzieci, ale to tą produkcją udowodnił, że muszę szczególnie zwracać uwagę na jego poczynania. Pełna magii opowieść o dorastaniu, poszukiwaniu bliskości i własnego ja, czynią z tej animacji produkcję nie tylko dla najmłodszego widza... 

dddd
Dziewięcioletniego Rena poznajemy w dramatycznych okolicznościach, jego matka zmarła, a z ojcem nie ma żadnego kontaktu, trafia więc w ręce rodziny, z którą nie chce mieć nic do czynienia. Jest butny, a złość, w którą w sobie gromadził, nie pozwala mu zostać z opiekunami, ucieka z domu... Pewnej nocy, kiedy błąka się ulicami Shibuyi, poznaje Kumatetsu - olbrzymią bestię o aparycji niedźwiedzia, a zarazem mistrza sztuk walki. Nieznajomy proponuje mu podążenie za nim, jednak jego aparycja, która do najprzyjaźniejszych nie należy skutecznie odstrasza chłopca, zbieg okoliczności dał jednak szansę tym dwoje i tak Ren stał się uczniem Kumatetsu. Co ma bowiem zrobić bezdomne dziecko? Dokąd udać się po pomoc? Decydując się na podróż do Jutengai, w którym bestie można spotkać na każdym kroku, nie spodziewał się ilu zmartwień mu to przysporzy. Obserwujemy poczynania Rena, jego powolne oswajanie się z nową sytuacją i zawiązywanie się więzi pomiędzy uczniem a mistrzem, która nie jest łatwa, bo i Kumatetsu, i dzieciak mają ciężkie charaktery. Wieczne kłótnie są akumulatorem kolejnych śmiesznych sytuacji. sprawiających, że usta same układają się w uśmiechu. Gdzieś do połowy filmu bohaterowie wzajemnie się poznają i próbują dotrzeć... W kolejnej części Ren jest już niemal dorosłym mężczyzną, a decyzje które podejmie zaważą na jego przyszłości. Co wybierze: pozostanie u boku mistrza czy może wrócenie do swojego świata? Czy odnajdzie siebie? Stał się bestią czy wciąż jest człowiekiem? Czego potrzebuje? 

Kumatetsu i Iouzan. Dwóch rywali, dwa przeciwieństwa, ten pierwszy jest nieokrzesany, pyszałkowaty i a przez swój opryskliwy sposób bycia nikt w Jutengai nie postawiłby na jego wygraną w pojedynku z poważnym i szanowanym Iouzanem złamanego miedziaka. Kumatetsu nie ma żadnego ucznia, bo i żaden nie chce się z nim zadawać. Iouzan ma ich całą trupę. Kumatetsu jest samotnikiem, nie ma rodziny, nie ma dzieci za to Iouzan prowadzi życie przykładnej głowy rodu. Ten pierwszy to gbur, drugi uprzejmy dżentelmen. Ta dwójka to ogień i woda, ale to właśnie pomiędzy nimi zostanie rozstrzygnięte kto stanie się arcymistrzem... Kto będzie rządził Jutengai. Kumatetsu nie kieruje się żadnymi szlachetnymi pobudkami, do zdobycia tytułu pcha go jedynie wizja pojedynku z Iouzanem.

Czy kreska w tej produkcji i jej wykonanie może zachwycić? Cóż, jasne, że tak! Jest to produkcja odrobinę trącająca o styl wypracowany przez Hayao Miyazakiego, ale jednocześnie nie można napisać, że jest jego kopią, zwyczajnie jest do niej podobna. Muzyka? Miód na moje uszy! Jest po prostu świetna, to nic dziwnego skoro za nią odpowiada Takagi Masakatsu, twórca muzyki również do Wolf Children. 


Skoro już popłynęło morze lukru, to co mogę więcej napisać? Skuście się na tę produkcję, jeśli szukacie dobrej animacji dla starszych i młodszych, która ma morał, ma świetną fabułę i sporą dawkę humoru, który sprawił, że mój smutny wieczór przerodził się w wesołe zakończenie dnia.

Niech Book będzie z Wami, 
Matylda