Jest mi ogromnie miło, że jakoś trafiłeś na Leona. Jestem studentką kognitywistyki, pasjonatką książek i cappuccino. Może masz ochotę pozwiedzać Leona? Śmiało! Zapraszam! Z racji tego, że lubię zwiedzać blogosferę, proszę Cię o zostawienie linku do Twego zakątka internetu, o ile takowy posiadasz, w komentarzu :)

Miecze cesarza, czyli czytelniczy orgazm



Istnieje wiele rodzajów śmierci: gangrena, starość, nóż w plecy... ale tak czy inaczej, kończysz w tym samym punkcie.

Jest wiele książek, które sobie cenię, z których czerpałam wiedzę o świecie, wiele uwielbiam, a mnóstwo powieści pokochałam, ale chyba... Chyba mam nowego faworyta w czytelniczym haremie. Wydawałoby się, że Kłamstw Locke'a Lamory żadna książka z piedestału nie może zrzucić, stoją na czele mych ulubieńców od lat, ale teraz, dziwiąc się, uświadomiłam sobie, że historia spod pióra Lyncha nie musi być mym jedynym książkowym ukochanym. Znalazłam mu towarzysza. Miecze cesarza wspięły się na pierwsze miejsce, przerodziły się w nową miłość, nową fascynację. Wiem jedno, będę do niej wracać, bo jest warta odświeżonego poznania, głębszego wczytania, by rozwikłać jej sekrety. Miecze cesarza Briana Staveleya to powieść może i rozrywkowa, może i miejscami wtórna, ale od pierwszych jej słów byłam w czytelniczym niebie. Każdą stronę przewracałam z rosnącą ekscytacją, dawno już nie miałam tego szaleńczego uczucia, że już, teraz, zaraz chcę się dowiedzieć, co czai się na końcu książki. Zakochałam się w niej, nie oczekiwałam wiele od lektury, a jednak okazała się wyśmienita, cieszę się, że jakimś zbiegiem okoliczności trafiłam na nią i poświeciłam jej kilka chwil życia, jej przeczytanie sprawiło mi wiele radości.


Świat Staveley'a może i opiera się na kilku znanym z innych książek schematach, ale pisarz wykorzystał je naprawdę dobrze. Jest cesarz, są jego dzieci, jest wreszcie stara, potężna rasa, która snuje się niczym widmo nad mieszkańcami Annuru. Należy do krainy mitów, ale mimo wszystko jej wspomnienie wciąż budzi grozę wśród ludzi. Powieść toczy się na trzech płaszczyznach, obserwujemy przygody, które dotykają dzieci cesarza, Adare - najstarszą z rodzeństwa i jedyną kobietę, Kadeana dziedzica trona i Valyna najmłodszego. Narracja, która towarzyszyła Adare najmniej mnie urzekła, ale było też jej stosunkowo niewiele, najbardziej do gustu przypadł mi Valyn, książę trafił na wyspę, na której szkolenie przechodzą przyszli Kettrelczycy, czyli elitarni żołnierze cesarstwa Annuru, Valyn ma wkrótce do nich dołączyć. Musi przejść Próbę Hulla, której wielu nie daje rady i wielu w niej polega. Najmłodszy z rodzeństwa to dzielny i inteligentny chłopak, który nie boi się stawić czoła niebezpieczeństwom. Kadean trafił w najdalszy zakątek swego przyszłego cesarstwa, do siedziby mnichów, tam szkoli się pod opieką czasem bezlitosnych nauczycieli, dla których jego pochodzenie nie jest ani istotne, ani pozwalające na choćby ułamek lepszego traktowania. 

Żyj teraz, powiedział sobie w duchu, przywołując jeden z podstawowych aforyzmów Shinów. Przyszłość jest snem. A jednak część jego myśli - jakiś głos, który nie zamierzał się uspokoić - przypominał mu, że nie wszystkie sny są przyjemne, a czasem, choćbyśmy nie wiadomo jak się przewracali i rzucali na posłaniu, nie udaje się z nich przebudzić.

Kolejne wychodzące na jaw sekrety okoliczności śmierci cesarza Annuru, sprawiały, że zaczęłam wręcz drzeć o życie trójki jego dzieci, wokół których niebezpieczeństwa coraz bardziej i bardziej się nawarstwiały. W tej książce nic nie jest takie na jakie wygląda. Brian Steveley stworzył świetną powieść, w której nie przytłoczył nas polityką i mitologią wykreowanego przez siebie świata, wręcz przeciwnie, dawkował wiedzę, chociaż miejscami wolałabym, by pochylił się chwilę dłużej nad danym zagadnieniem. Tym niemniej muszę z czystym serce stwierdzić, że Miecze cesarza to udany debiut, który na długo zapamiętam. A świadczy o tym, choćby fakt, że Boski ogień, czyli drugą część serii Kronik nieciosanego tronu, kupiłam w dniu premiery... 


Niech Book będzie z Wami
Matylda
źródło: tu