Ślepy trop jest dziesiątym tomem z cyklu o Williamie Wistingu, nie martwcie się jednak, że nie znając poprzednich części, nie zrozumiecie czegoś, ja też nie czytałam wcześniej żadnej książki o komisarzu pracującym w Larviku, a zaliczyłam całkiem niezłą lekturę. Mamy tutaj owdowiałego policjanta, posiadającego dwójkę dorosłych dzieci, dla którego sprawiedliwość i działanie w zgodzie z prawem stoją na piedestale. Nie posiada nałogów, może jego życie uczuciowe nie jest zbyt proste, to jednak nie wydaje się takim typowym bohaterem kryminałów, bardziej pasowałby mi na jakiegoś dobrotliwego sąsiada.
Fabuła rozpoczyna się w momencie przeprowadzki Sofie Lund do domu jej zmarłego dziadka, nie jest to dla kobiety miłe przeżycie, bo z krewnym nie łączyły ją żadne przyjazne uczucia, wręcz przeciwnie. Sofie woli o nim zapomnieć, wcale jej się zresztą nie dziwię, był on bowiem zamieszany w ciemne interesy. W tym samym czasie córka Wistinga, która spodziewa się dziecka, rozpoczyna remont nowego domu, w którym podobnie jak w lokum Sofie doszło do czyjegoś zgonu. Jednak ani śmierć w rezydencji dziadka Lund, ani zgon w nowym domu Line nie są główną osią fabuły, nią jest tajemnicze zaginięcie taksówkarza. Nie ma ciała. Nie ma żadnego śladu. Sprawa stoi w miejscu. Aż pewnego dnia wychodzą na jaw dowody, które pozwolą Wistingowi i jego zespołowi na nowo pochylić się nad śledztwem.
Wisting szybko wzbudził moją sympatię, nie był to bohater skarżący się na swój los, pyskujący, był raczej stonowanym starszym komisarzem, który zna się na swojej robocie. Śledztwo przez niego prowadzone posuwało się do przodu w nieco ślamazarnym tempie, ale nie stanowiło to dla mnie problemu. Akcja nie pędziła na łeb na szyję, ale i tak bawiłam się z tą powieścią nieźle, Horst odkrywa przed nami meandry prowadzenia śledztwa, co dla mnie było swoistą gratką. Z dużą przyjemnością czytałam o nowych dowodach, które wychodziły na światło dzienne, po tym jak komisarz nad nimi usiadł i dogłębnie zaczął lustrować fakt po fakcie, co jak co, ale nie poradziłam sobie z łączeniem kolejnych puzzli, tak wybitnie jak to zrobił Wisting. Ostatecznie nie rozwiązałam zagadki, cóż, miałam zupełnie innego podejrzanego, więc Horst potrafił i mnie zaskoczyć, i zabawić.
W tej powieści mamy nie tylko kryminał, ale również wątek obyczajowy, w którym relacje koleżeńskie i rodzinne odgrywają sporą rolę. Nie ma tutaj fajerwerków, właściwie na żadnej płaszczyźnie nie dzieje się nic spektakularnego. Cóż, trochę mi właśnie zabrakło jakiegoś mocniejszego akcentu, jakichś większych problemów, zdecydowanie Wisting miał całkiem łatwe dochodzenie. Choć jego koledzy odrobinę próbowali mu utrudnić życie, to i tak on mozolnie i wręcz metodycznie dopinał swego. Zabrakło mi tutaj kłód rzuconych mu pod nogi, były co prawda jakieś gałązeczki, ale policjant radził sobie z nimi bez trudu. Ślepy trop to taki kryminał sielanka. Mamy problemy z rodzinnej przeszłości u kilku bohaterów, ale nie są one przez autora rozdmuchiwane, wręcz czytelnik o nich zapomina, bo w sumie i nie dzieją się one na naszych oczach, są jedynie wspomniane. Więc jeśli ktoś chce przeczytać o świetnie posuwającym się śledztwie, w którym główną rolę gra analiza, nie ma brawurowych pościgów, ale za to skrzętnie utkana intryga, mogąca nie raz i nie dwa zaskoczyć, to Ślepy trop jest dla was celnym strzałem,