Musimy działać, Zordon. Bez uderzenia wyprzedzającego padniemy jeszcze przed pierwszą rundą.
Remigiusz Mróz, postać w blogosferze książkowej na tyle rozpoznawalna, że chyba nie trzeba tego autora nikomu przedstawiać. Co mnie skłoniło, by sięgnąć po drugą część serii z Chyłką w roli głównej? Chęć dania szansy autorowi. Chęć poznania jego fenomenu. Czy mi się to udało? Sprawdźcie!
Minęło sporo czasu od sprawy, z którą mieliśmy do czynienia w Kasacji, aplikant Kordian Oryński i jego patronka Joanna Chyłka znowu działają razem, a zadanie czeka ich niełatwe. Stają w obronie bogatego małżeństwa, które oskarżane jest o zabójstwo swojej trzyletniej córeczki. Czy są sprawcami zarzucanych ich czynów? Nie ma ciała, nie ma dowodów zbrodni, są tylko domysły i poszlaki. Czy Chyłka z Zordonem dadzą radę? Czy ich dobra passa się skończy?
Z Kasacji pamiętam niewiele, właściwie tliło mi się w pamięci jedynie wspomnienie idiotycznego zakończenia, nic ponadto, żadna sytuacja, żadna charakterystyka postaci, nic a nic, czy Zaginiecie wypadło lepiej od swojej poprzedniczki? Zagniecie wypadło tragicznie. O ile w pierwszej części serii, jak pisałam w recenzji, Chyłka uchodziła w moich oczach za całkiem przyzwoitą postać, tak w drugiej zmieniła się w podłą kreaturę, którą irytowała mnie do tego stopnia, że miałam ochotę rzucić książkę w cholerę. Prawniczka jest wulgarna, nieodpowiedzialna, egocentryczna, jej grubiańskie zachowanie nie czynią z niej ostrej, pewniej siebie babki, tylko rozwydrzoną nastolatkę, która w nawet w najpoważniejszej sytuacji nie potrafi trzymać języka za zębami. Ona ma przymus obrażania każdej napotkanej na swojej drodze osoby. Zresztą Chyłka patrzy na wszystkich z góry, każdy jest dla niej niegodny uwagi. Dalej mamy Zordona, postać tak płytką, że nie potrafię zbyt wiele o nim napisać, czasem ma przebłyski odwagi i intelektu, ale większą część powieści Kordian udaje gimnazjalistę przystawiającego się do koleżanki z wyższej klasy. Relacja adwokatki z aplikantem nie była pikantna, nie przepełniała ją chemia, ich dialogi przypominały gadki zakochanych w sobie młodocianych, a nie dorosłych, wykształconych ludzi. Zresztą na czym miało zostać zbudowane napięcie? O Chyłce nie wiemy nic, sam Zordon stwierdza w pewnym momencie, że wie o niej tyle, że lubi mięcho, metal i przepada za Harrym Potterem. On jej nie zna. To obca osoba, z którą pracuje, ale cóż, to jak romans głównych bohaterów 450 stron Patrycji Gryciuk, zbudowany na ten młody, ambitny i piękny, ona doświadczona, bogata i sławna w branży. Miłość na bogato, tak rodzą się głębokie uczucia i relacje. Na kompletnej niewiedzy. Okej, Chyłka nie dopuszcza do siebie ludzi, ale... To tylko działa na niekorzyść Zordona, z którego czyni płytszego niż myślałam.
Wszystko, co robiła poza murami kancelarii, zachowywała dla siebie. Kiedy któregoś dnia siedział przy jej łóżku, myślał o tym, ile naprawdę o niej wie. Słuchała Iron Maiden, niespecjalnie lubiła książki J.K. Rowling, gdy Brytyjka nie pisała o Harrym Potterze, a oprócz tego pochłaniała mięso, jakby nic innego na świecie nie było godne spożycia. To mniej więcej wszystko.
Na domiar złego w Zaginięciu mamy niemal same kalki, ładna to głupia, jak biznesmen to szorstki i niedostępny, jak zaściankowi funkcjonariusze to nierozgarnięci. Jak Chyłka patrzy na ludzi, to z wyższością... Fabuła? Przewidywalna. Styl? Książkę czytało mi się źle i błyskawicznie, bo i nie była wymagająca, ale czego oczekiwać po powieści, która składa się niemal z samych dialogów? W której wygląd postaci i miejsc jest nieistotny, o uczuciach i przemyśleniach już nie wspominając. Opisów w tej książce, jest jak na lekarstwo, więc i klimat powieści żaden. Dodatkowo zbyt wiele mamy w tej książce szczęśliwych zbiegów okoliczności, zbyt dużo epickich zdań na zakończenia podrozdziałów, a jak ktoś czegoś chce się napić, to zazwyczaj sięga po cudze, a alkohol się w Zagnięciu leje niemal, co stronę, zbyt często Chyłka staje się wulgarna, a w książce jakichkolwiek większych, mniejszych wyjaśnień trudno szukać. Fabuła powieści oparta jest na nic niewnoszących dialogach. To jak czytanie scenariusza kiepskiego filmu. Nie wiemy, co się dzieje. Bohaterowie to kukiełki, którym czasem buzia się otwiera, często się pojawiają, ale i tak zazwyczaj nie mówią niczego mądrego. Jak wyjaśnienie całej zagadki, to najlepiej w dialogach, w półsówkach, cóż, jak iść na łatwiznę w narracji to na całego...
Czy chwycę po Rewizję, czyli kolejny tom przygód rozkapryszonej pani adwokat? Pewnie tak, a dlaczego? Bo jestem ciekawa czy wreszcie romans oparty na niewiedzy o potencjalnym łóżkowym partnerze dopełni się pod kołdrą, ot, cała filozofia. Zaginięcie, choć tak chwalone, okazało się słabą powieścią sensacyjną, w której niemal nic się nie dzieje, a zwroty akcji są wyczuwalne niczym wędzona kiełbasa w pkp wieziona przez studentów wracających do akademickich miast. A jeśli szukacie prawników bawiących się w detektywów, to dobry adres, ale nie łudźcie się, że oni rozwiążą jakąkolwiek zagadkę, one same się rozwiązują, w dialogach.
Autor: Remigiusz Mróz
Ilość stron: 512
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Ilość stron: 512
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Niech Book będzie z Wami,
Matylda