Jest mi ogromnie miło, że jakoś trafiłeś na Leona. Jestem studentką kognitywistyki, pasjonatką książek i cappuccino. Może masz ochotę pozwiedzać Leona? Śmiało! Zapraszam! Z racji tego, że lubię zwiedzać blogosferę, proszę Cię o zostawienie linku do Twego zakątka internetu, o ile takowy posiadasz, w komentarzu :)

Bo recenzje schodzą na psy…?



Dla mnie recenzja to albo rekomendacja albo reklamacja, albo… coś pomiędzy. 

Książka to produkt, nie żaden mistyczny dar, nie magiczny przedmiot, to zwykły ludzki wytwór, na którym ktoś zarobił. My jako konsumenci mamy święte prawo, by mówić o niej to co czujemy. By nie owijać w bawełnę. Nie rozumiem, dlaczego miałabym nie krytykować elementów, które nie podobały mi się w powieści debiutanta, tak naprawdę, co mnie obchodzi, że dopiero zaczyna, jeśli wypuścił w obieg gniota? Dlaczego mam go głaskać po główce? Patrzeć łaskawszym okiem? Początki są trudne, ale jeśli będzie słyszał jedynie pochlebstwa, to długo nie pociągnie… Operując w recenzji samymi pozytywami, dałabym przekaz, że jego powieść mi się podobała, że dał czadu, co niekoniecznie może być prawdą. Nie mam zamiaru skreślać książek raczkujących pisarzy, co to, to nie, ale nie mam wobec nich taryfy ulgowej. Dana osoba zarobiła na mnie. Na zakupionej przeze mnie powieści. Jestem klientem, więc wymagam. Rzecz jasna nie chodzi mi tutaj tylko o początkujących pisarzy, jeśli jeden z moich ulubionych autorów mnie zawiedzie, również o tym wspomnę. Mój blog to miejsce, w którym rekomenduję lub zgłaszam usterki i niezadowolenie, pamiętając, że konstruktywna krytyka jest lepsza od fałszywych komplementów. 

Głos blogosfery…

Ostatnio na rynku jest pełno książek, które według mnie nie powinny znaleźć się w obiegu, to tylko moje zdanie rzecz jasna, ale, dlaczego tak uważam? Oczywiście, każdy ma inny gust, inaczej odbiera powieść, czegoś innego w niej szuka, ale mimo wszystko, czy to nie dziwne, że o niemal każdej książce w przedpremierze blogerzy piszą, jak o odkryciu Świętego Graala? Zazwyczaj w takich recenzjach nie ma odrobiny krytyki, a potem zdarza się, że powieść w sumie okazała się mało błyskotliwa, niezabawna, a co gorsza jest po prostu ledwo składną papką. Przedpremierowym recenzjom rzadko daję wiarę, wierzę im, jeśli znam danych recenzentów, a moje gusta, chociaż w części pokrywają się z ich. Wprawdzie było mi na początku naprawdę ciężko, nauczyłam się stopować entuzjazm, nauczyłam się patrzeć obiektywnie na recenzje, wyłapywać w nich rzeczy, które są istotne. Jeśli w danym tekście pojawia się olbrzymi opis fabuły, nieznaczna wzmianka o bohaterach, a potem następuję tyrada zdań o wspaniałości danej lektury i trwa ona aż do ostatniego akapitu, to niestety, ale po taką książkę raczej nie sięgnę. W moim mniemaniu istnieją powieści idealne, naprawdę, uwielbiam wyszukiwać perełki, uwielbiam słuchać poleceń, ale muszę z rozgoryczeniem przyznać, ze coraz mniej wsłuchuję się w głos blogosfery. Za dużo tu pochwał. Wiem, że niektórzy tak umiejętnie lawirują wśród nowości, że zawsze potrafią znaleźć coś dla siebie, ale wówczas mimo wszystko widać, że ktoś jest naprawdę szczerze zachwycony. 

Długo nie było mnie na Leonie, ale od czasu do czasu zerkałam, co w książkowym rynku piszczy. Przyglądałam się recenzjom, nowym blogom, które rosną jak grzyby po deszczu. Doszłam do wniosku, że ostatnio coś się stało, coś pękło, coraz więcej osób zaczęło zakładać blogi tylko po to by mieć z tego jakąś korzyść. Nie widzę w ich tekstach pasji, zaangażowania, często za to dostrzegam błędy, ubogi język, a co gorsza, powielanie własnych recenzji — ciągłe pisanie o tym samym, tylko tytuł książek się zmieniają. Statystyki rosną, bo i posty pojawiają się na takich blogach niemal codziennie, ale jakość wciąż pozostawia wiele do życzenia. Jest mi naprawdę smutno, kiedy trafiam na recenzje, w których dominują opisy fabuły, o książce dany bloger pisze jedynie „Ok, była fajna, szybko się czytało”.

Znacie obs/obs i kom/kom? Skróty którymi posługują się osoby oferujące obserwacje za obserwacje? Szczerze mówiąc, żyłam z jakimś dziwnym przeświadczeniem, że to się nie dzieje w blogosferze książkowej, jakie było moje zdziwienie jak odkryłam kilka blogów, które są o książkach, a ich autorzy na facebookowych grupach z blogami biorą udział w tym mechanizmie. I wiecie co? Jeden z takich blogów ma trzy miesiące, niemal 300 obserwatorów i, uwaga, 6 współprac. Osobiście nigdy do wydawnictw nie pisałam, więc nie wiem jakie kryterium brane jest pod uwagę przy wyborze recenzenta, ale... No cóż, po przejrzeniu bloga miałam dziwne wrażenie, że osoba go prowadząca nie czytała książek, o których pisała, bo recenzje składały się w większości przypadków z  wielkiego opisu fabuły i stu słów plus tekstu: To co autor wyczynia na kartkach książki, jest niesamowite! Lubię krótkie recenzje, ale jeśli w nich nie zawarte jest w sumie nic prócz tego typu sformułowań, to ja pasuję.

Dlaczego o tym piszę? 

Ano dlatego, że dość niedawno spotkałam się z pewnym postem na fanpage'u jednej z autorek, iż na lubimyczytać w opiniach do jej książki pojawiają się hejty. Z ciekawości zajrzałam tam, a potem wypożyczyłam powieść owej Pani, niestety mimo szczerych chęci nie znalazłam pokrycia jej słów w rzeczywistości. Książka była po prostu słaba i nafaszerowana idiotyzmami: zabezpieczanie przez stosunek przerywany? Oczywiście, czemu, by nie, zawsze działa! Stracenie dziewictwa po kilka razy? Ba! Nie chodzi mi oczywiście o oskarżanie autorki, ma prawo się bulwersować, że komuś nie podoba się jej powieść, ale nazywanie hejtem krytyki, to bardzo duże nadużycie.

Nie lubię słowa hejt, ostatnio pojawia się wszędzie, cóż, ja również kiedyś zostałam nazwana hejterką, chociaż w moich słowach nie było krztyny znamion hejterstwa. Niektórym jakby zatarły się linie pomiędzy „tutaj pojawił się taki i taki błąd, nie podobało mi się to, ponieważ…” a „chcę ci sprawić wielką przykrość, wyciągając argumenty z rzyci”. Żadna konstruktywna krytyka nie jest hejtem. Mam wrażenie, że niektórzy boją się pisania krytycznych recenzji, by nie utracić przywilejów, które udało im się uzyskać, a z kolei inni boją się nazwania hejterami… Albo komentarzy w stylu A czego Ty się spodziewałaś, książki na miarę Nobla?, och tak, tego typu teksty najbardziej mnie irytują, podobnie jak Jak ci się nie podoba, to nie czytaj!. Cóż, sięgając po daną powieść, nie oczekuję, że będzie podchodziła pod literaturę wyższych lotów, skoro nawet do niej ta książka gatunkiem/tematem/czymkolwiek nie aspiruje, a ja czytając ją, zwyczajnie chcę dobrej rozrywki, a jeśli jej nie dostaję, to się po prostu skarżę, ot cała sprawa. Albo ostatnio pojawił się kolejny ciekawy wątek - bulwersujący się autor, jak to było w przypadku Augusty Docher, która z krytyką niestety sobie nie poradziła i przelała swoje żale na własnej grupie fanowskiej - link do sprawy. Nie wiem w jaki sposób Wy się do takich rzeczy odnosicie, ale ja sobie tego po prostu nie mogę wyobrazić, że autorka (już niestety dla mnie ałtorka) się w taki sposób do całej sytuacji odniosła. Nie rozumiem jej dalszych usprawiedliwień, że przecież ona chciała w końcu opublikować nieprzychylną recenzję, ale nie zrobiła tego w sposób "Patrzcie, wstawiam link do recenzji krytycznej", nie, ona musiała dodać na słowa Wymarzonej o chęci przeczytania kolejnej książki z serii "Nie męczyłabym się, aż tak (Habbatum jeszcze grubsze)"...

Lubię trafiać na blogi osób, z którymi łączą mnie wspólne uwielbienia do gatunków, z którymi mogę porozmawiać o wspólnych pasjach, ale z drugiej strony uwielbiam czytać blogi ludzi, z którymi nic mnie nie łączy, a ich czytelnicze rewiry różnią się zupełnie od moich. Wiem, że gusty mamy inne, ale niektóre tytuły przez nich rekomendowane skrzętnie sobie zapisuję, bo mam znajomych, którym dany tytuł może sprawić radość. Dlatego lubię czytać recenzję, w których chociaż książka jest chwalona, ktoś pisze o jakiś minusach, bo wówczas wiem czy taka i owaka wada wpłynie na odbiór powieści polecanej moim bliskich.

Żeby nie było tak szaro-buro...

Każde środowisko ma swoje wady, ale sądzę, że blogosfera książkowa to jedno z milszych miejsc w internecie, bo czytające człeki wydają się bardziej ludzkie i przyjazne. Wiele osób ma tutaj inne zdania, wiele blogów czytam jedynie dlatego, że recenzje, które się na nich pojawiają czegoś mnie nauczą, sprawiają, że moje własne będą lepsze. A dlaczego więc poświęcam im czas, skoro wiem, że dana pozycja może mnie nie zaciekawić? Ano dlatego, że widzę w tych recenzjach pasję. Jawnie uśmiecham się, czytając pozytywne opinie, dlaczego? Bo wiem, że dana osoba przyjemnie spędziła czas, że nie zawiodła się, że potrafiła się odnaleźć w książkowym gąszczu, to naprawdę wspaniała cecha, której mi często brakuje. Ja gubię się wśród powieści. Wydaje mi się, że jakaś pozycja może mi się spodobać, ale potem okazuje się zupełnie inaczej. Na zakończenie tego przy długiego wywodu, życzę Wam i sobie tylko dobrych książek!  

A co Wy uważacie? Jakie macie zdanie? Dajcie znać! :) 

Matylda